Siedział ze swoim przyjacielem
na plaży, opalając się. Na razie byli sami. Czekali na Dominicę i
Cornelię.
- Stary, obiło
mi się o uszy, że ktoś tu ostatnio za głośno słuchał muzyki.
Lalka się odezwała czy co? - zapytał nagle brunet, spoglądając
na napastnika. Ten tylko spojrzał na niego pytająco. - Dominica
wyciągnęła rano od Corn dlaczego tak na siebie warczycie od dwóch
dni. - wytłumaczył spokojnie.
- Znalazła sobie nowego.
- mruknął pod nosem i upił trochę wody z butelki.
- Jakoś mnie to nie
dziwi. - zakpił, a Cristian zjechał go wzrokiem. - No wybacz, ale
taka prawda. Musisz o niej zapomnieć i już się nią nie
przejmować. Musisz się zakochać. - stwierdził.
- Najpierw to ja muszę
przeprosić Cornelię. - powiedział, wzdychając.
- Wpadłeś na to po dwóch
dniach? Zawsze wiedziałem, że jesteś bardzo inteligentnym
stworzeniem... - pokręcił głową Bartra, - Naskoczyłeś na nią
bez powodu, więc teraz przepraszaj.
- Wiedziałem od początku,
że muszę to zrobić, ale tak jakoś...
- Nie było odwagi?
- A no nie było. -
westchnął.
- Podoba ci się? -
szturchnął go łokciem.
- Dziewczyna jak
dziewczyna. - odwrócił głowę.
- Czyli ci się nie
podoba? - zapytał podejrzliwie. - Powiedz to, ale patrząc się na
mnie. Znam cię, wtedy nie skłamiesz. - wyszczerzył się Marc.
Tello spojrzał na przyjaciela, ale nic nie mówił. - No i teraz to
powiedz. - drążył obrońca.
- Oczywiste, że jest
ładna, ma poczucie humoru i tak dalej... Można z nią porozmawiać
na przeróżne tematy.
- Yhmmm. - dumał Marc. -
I dalej twierdzisz, że ci się wcale, a wcale nie podoba? - zaśmiał
się.
- Spadaj na palmę, co? -
Cristian lekko uderzył go w ramię. Obaj się zaśmiali.
- I widzisz, mówisz o
niej i jesteś całkiem inny. - pokazał mu język.
- Tam jest palma, wiesz? -
wskazał palcem, roześmiany Katalończyk.
Nie minęło może pięć minut,
kiedy dołączyły do nich dziewczyny. Nelia stanęła obok, a Domi
tak, by zasłonić swojemu chłopakowi słońce.
- Jesteście! W końcu! -
zaśmiał się.
- Stęskniliście się już
za nami? - brunetka złapała się pod boki, poruszając brwiami.
- No pewnie! Nawet nie
wiesz jak bardzo, skarbie. - wstał i objął ją w pasie, składając
delikatny pocałunek na jej ustach. Dwudziestojednoletnia szatynka
wtedy usiadła na kocu, kawałek dalej od napastnika.
- Mam ochotę na koktajl!
- wykrzyknęła nagle Domi. - Chodź Marc, coś weźmiemy dla nas i
dla nich. - dorzuciła i pociągnęła za sobą Bartrę.
Dziwnie się poczuła. Od
tej małej kłótni z Crisem, po raz pierwszy została z nim sam na
sam. Lekko się podniósł i przybliżył do niej.
- Możemy porozmawiać? -
zapytał nagle. Podniosła wzrok i spojrzała na niego. - Chciałbym
cię przeprosić. - wypalił. - Głupio wyszło. Nie byłaś niczemu
winna, a ja podniosłem na ciebie głos. Byłem po prostu wkurzony,
bo zobaczyłem zdjęcie mojej byłej dziewczyny z innym.
- Każdemu się zdarza. -
mruknęła pod nosem. Miała spuszczoną głowę. Niesforne kosmyki,
opuszczały się na jej policzki. Prawie jak wtedy, gdy wtargnęła
do jego pokoju. Zapamiętał jej ówczesny wygląd. Była taka
naturalna, prawdziwa. Pomimo tego, że był wtedy mocno wkurzony, sam
nie wiedział dlaczego, ale zapragnął by witał go taki widok co
rano. Jednak szybko wymazał to sobie wtedy z głowy. Ledwo się
znali, prawda?
- Wiem, ale ja na to nie
mam usprawiedliwienia. Jeszcze raz przepraszam. - mówił. - Zgoda? -
wyciągnął dłoń w jej kierunku. Kąciki jej ust delikatnie
uniosły się ku górze. Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
- Zgoda. - odparła i
uścisnęła jego dłoń.
~~~
Minął już tydzień odkąd
jestem na Mallorce, minął już tydzień odkąd znam Dominicę,
Marca no i Cristiana. Cieszę się, że ich poznałam, bo naprawdę
są wspaniałymi ludźmi. Nie można się przy nich nudzić. Domi i
Marc serio pasują do siebie jak dwie połówki jabłka. Oboje są
zdrowo walnięci na umyśle, ale to sprawia, że są wyjątkowi.
Cristian? Tello ma coś w sobie... Coś niewyjaśnionego, co mnie w
nim intryguję. Nie wiem co to. Wiem również, że w jego obecności
nie potrafię się nie uśmiechać.
Sobota, przyjemny i ciepły
wieczór. Postanowiłam, że wyjdę na plażę, pospacerować lub
posiedzieć, po prostu pomyśleć. Siedziałam przy brzegu jakieś
pół godziny. Myślałam nad sobą, nad swoim życiem. Przecież nie
mogę się przed wszystkimi ukrywać. Muszę w końcu wrócić do
domu i spojrzeć rodzicom w twarz. Nie wiem co teraz o tym wszystkim
myślą, chociaż... Ojciec na pewno jest wściekły! Ale to
praktycznie przez niego to wszystko się stało. To on napierał na
ten ślub.
- Można? - usłyszałam
po chwili. Obok mnie stał sam Cristian.
- Pewnie, siadaj. -
odpowiedziałam.
- O czym tak myślisz? -
zapytał.
- Praktycznie to o
wszystkim. - wzruszyłam ramionami. Zapadła cisza z naszej strony.
Jedynie słychać było szum fal lub skrzek morskich ptaków. - Piłka
jest tym, co chcesz robić w życiu? - zapytałam nagle.
- Chyba tak. -
odpowiedział. - Podobno do niczego innego się nie nadaję. -
zaśmiał się. Również lekko się uśmiechnęłam.
- A ty? Studiujesz coś? -
zapytał, a ja skinęłam głową.
- Prawo, ale to przez
ojca.
- Jak to przez ojca? -
zdziwił się.
- To jakby on nami
kierował. Davidowi wybrał ekonomię, a mi prawo. Tak samo było z
tym ślubem. On o wszystkim zadecydował. - mówiłam.
- Rodzice powinni wspierać
swoje dzieci i pozwalać im na to by robili to z czego byliby
zadowoleni, na to co chcą robić.
- Masz rację, tak powinno
być. Miesiąc temu stwierdziłam, że nie będę się zmuszać i nie
chodzę na zajęcia. Oczywiście wiedział o tym tylko mój
bliźniak.
- A później uciekłaś
sprzed ołtarza. Ale z ciebie buntownik. - zaśmiał się, a ja
uderzyłam go lekko w ramię. - Jeżeli nie prawo, to co być
wybrała?
- Szczerze powiedziawszy,
to sama nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Nie wiem co chciałabym
robić.
- Pomyśl. Kim chciałaś
zostać w przyszłości, gdy byłaś małą dziewczynką?
- Achh, wtedy to ja
chciałam zostać księżniczką i mieć swojego przystojnego
księcia. - zaśmiałam się.
- Niegłupi pomysł. -
zarechotał, a ja przewróciłam oczami. - Musisz pomyśleć nad tym,
co tak naprawdę cię interesuje. Odnaleźć to w sobie.
- Dzięki. - uśmiechnęłam
się lekko.
- Idziemy się przejść?
- zaproponował.
- Idziemy. - odparłam
pewnie. On wstał pierwszy i otrzepał spodenki z piasku. Podał mi
rękę i pomógł wstać.
Spacerowaliśmy brzegiem morza do
późna. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się z przeróżnych głupot. W
pewnym momencie oboje przystanęliśmy i spojrzeliśmy w horyzont. To
było piękne. Pomarańczowo-czerwone słońce chowało się za linię
morza, a wszędzie wokół panował przyjemny półmrok.
- Cudowne. - wyszeptałam.
- Masz rację. - odezwał
się Cristian. - Jest pięknie.
- Zawsze marzyłam, by
stać tak i obserwować taki zachód. Nie przejmować się niczym. Po
prostu stać i podziwiać. - uśmiechnęłam się.
- Marzycielka. - zaśmiał
się.
- To źle?
- Nie, wręcz przeciwnie.
- po jego słowach znów zapadła cisza, ale... Była inna. Była
wyjątkowa. Nie spuszczałam wzroku z pomniejszającego się słońca
i... Poczułam kilka mokrych kropel. Automatycznie zaczęłam się
zasłaniać rękami.
- Cristian noo! -
pisnęłam, a ten dalej mnie chlapał, przy tym głośno się
śmiejąc. - Przestań, nie chcę być cała mokra! - prosiłam.
Zaczęłam uciekać, a on podążył za mną. Dogonił mnie i złapał
w pasie. No właśnie. Znów. Znów poczułam jak całe moje ciało
ogarniają przyjemne dreszcze. Obróciłam się do niego przodem i
spojrzałam lekko ku górze. Zatrzymałam wzrok na jego oczach, na
hipnotyzujących, brązowych tęczówkach. Nadal mnie obejmował.
Poczułam jak nagle moja krew zaczęła szybciej pulsować w żyłach.
Czas i świat wokół jakby się zatrzymał. Widziałam jego oczy,
które zdawały się być coraz większe, a jego twarz jakby się
przybliżała. Zaraz... Mój oddech zaczął stawać się szybszy.
Przygryzłam niewinnie dolną wargę. Poczułam jak jego nos
delikatnie ociera się o mój. Rozchyliłam lekko wargi i poczułam
jego usta na swoich. Słodkie, ciepłe, miękkie. Chciałam by ten
moment zatrzymał się i trwał w nieskończoność.
_______________________________________
Słodko ^^
Jutro kończę gimnazjum i będzie ciężko! Za bardzo się z wszystkimi tam zżyłam! Trzymajcie za mnie kciuki!
Dziś trzeba trzymać kciuki za Hiszpanów! Nie ma innej opcji! Finał - Brazylia vs. Hiszpania!