czwartek, 27 czerwca 2013

6. "Ale proszę, zostań blisko"

 Siedział ze swoim przyjacielem na plaży, opalając się. Na razie byli sami. Czekali na Dominicę i Cornelię. 
   - Stary, obiło mi się o uszy, że ktoś tu ostatnio za głośno słuchał muzyki. Lalka się odezwała czy co? - zapytał nagle brunet, spoglądając na napastnika. Ten tylko spojrzał na niego pytająco. - Dominica wyciągnęła rano od Corn dlaczego tak na siebie warczycie od dwóch dni. - wytłumaczył spokojnie.
   - Znalazła sobie nowego. - mruknął pod nosem i upił trochę wody z butelki. 
   - Jakoś mnie to nie dziwi. - zakpił, a Cristian zjechał go wzrokiem. - No wybacz, ale taka prawda. Musisz o niej zapomnieć i już się nią nie przejmować. Musisz się zakochać. - stwierdził. 
   - Najpierw to ja muszę przeprosić Cornelię. - powiedział, wzdychając. 
   - Wpadłeś na to po dwóch dniach? Zawsze wiedziałem, że jesteś bardzo inteligentnym stworzeniem... - pokręcił głową Bartra, - Naskoczyłeś na nią bez powodu, więc teraz przepraszaj. 
   - Wiedziałem od początku, że muszę to zrobić, ale tak jakoś... 
   - Nie było odwagi? 
   - A no nie było. - westchnął. 
   - Podoba ci się? - szturchnął go łokciem. 
   - Dziewczyna jak dziewczyna. - odwrócił głowę. 
   - Czyli ci się nie podoba? - zapytał podejrzliwie. - Powiedz to, ale patrząc się na mnie. Znam cię, wtedy nie skłamiesz. - wyszczerzył się Marc. Tello spojrzał na przyjaciela, ale nic nie mówił. - No i teraz to powiedz. - drążył obrońca. 
   - Oczywiste, że jest ładna, ma poczucie humoru i tak dalej... Można z nią porozmawiać na przeróżne tematy.
   - Yhmmm. - dumał Marc. - I dalej twierdzisz, że ci się wcale, a wcale nie podoba? - zaśmiał się. 
   - Spadaj na palmę, co? - Cristian lekko uderzył go w ramię. Obaj się zaśmiali. 
   - I widzisz, mówisz o niej i jesteś całkiem inny. - pokazał mu język. 
   - Tam jest palma, wiesz? - wskazał palcem, roześmiany Katalończyk. 
  Nie minęło może pięć minut, kiedy dołączyły do nich dziewczyny. Nelia stanęła obok, a Domi tak, by zasłonić swojemu chłopakowi słońce.
   - Jesteście! W końcu! - zaśmiał się. 
   - Stęskniliście się już za nami? - brunetka złapała się pod boki, poruszając brwiami. 
   - No pewnie! Nawet nie wiesz jak bardzo, skarbie. - wstał i objął ją w pasie, składając delikatny pocałunek na jej ustach. Dwudziestojednoletnia szatynka wtedy usiadła na kocu, kawałek dalej od napastnika. 
   - Mam ochotę na koktajl! - wykrzyknęła nagle Domi. - Chodź Marc, coś weźmiemy dla nas i dla nich. - dorzuciła i pociągnęła za sobą Bartrę. 
 Dziwnie się poczuła.  Od tej małej kłótni z Crisem, po raz pierwszy została z nim sam na sam. Lekko się podniósł i przybliżył do niej. 
   - Możemy porozmawiać? - zapytał nagle. Podniosła wzrok i spojrzała na niego. - Chciałbym cię przeprosić. - wypalił. - Głupio wyszło. Nie byłaś niczemu winna, a ja podniosłem na ciebie głos. Byłem po prostu wkurzony, bo zobaczyłem zdjęcie mojej byłej dziewczyny z innym. 
   - Każdemu się zdarza. - mruknęła pod nosem. Miała spuszczoną głowę. Niesforne kosmyki, opuszczały się na jej policzki. Prawie jak wtedy, gdy wtargnęła do jego pokoju. Zapamiętał jej ówczesny wygląd. Była taka naturalna, prawdziwa. Pomimo tego, że był wtedy mocno wkurzony, sam nie wiedział dlaczego, ale zapragnął by witał go taki widok co rano. Jednak szybko wymazał to sobie wtedy z głowy. Ledwo się znali, prawda? 
   - Wiem, ale ja na to nie mam usprawiedliwienia. Jeszcze raz przepraszam. - mówił. - Zgoda? - wyciągnął dłoń w jej kierunku. Kąciki jej ust delikatnie uniosły się ku górze. Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. 
   - Zgoda. - odparła i uścisnęła jego dłoń.

~~~

  Minął już tydzień odkąd jestem na Mallorce, minął już tydzień odkąd znam Dominicę, Marca no i Cristiana. Cieszę się, że ich poznałam, bo naprawdę są wspaniałymi ludźmi. Nie można się przy nich nudzić. Domi i Marc serio pasują do siebie jak dwie połówki jabłka. Oboje są zdrowo walnięci na umyśle, ale to sprawia, że są wyjątkowi. Cristian? Tello ma coś w sobie... Coś niewyjaśnionego, co mnie w nim intryguję. Nie wiem co to. Wiem również, że w jego obecności nie potrafię się nie uśmiechać. 
 Sobota, przyjemny i ciepły wieczór. Postanowiłam, że wyjdę na plażę, pospacerować lub posiedzieć, po prostu pomyśleć. Siedziałam przy brzegu jakieś pół godziny. Myślałam nad sobą, nad swoim życiem. Przecież nie mogę się przed wszystkimi ukrywać. Muszę w końcu wrócić do domu i spojrzeć rodzicom w twarz. Nie wiem co teraz o tym wszystkim myślą, chociaż... Ojciec na pewno jest wściekły! Ale to praktycznie przez niego to wszystko się stało. To on napierał na ten ślub. 
   - Można? - usłyszałam po chwili. Obok mnie stał sam Cristian. 
   - Pewnie, siadaj. - odpowiedziałam. 
   - O czym tak myślisz? - zapytał. 
   - Praktycznie to o wszystkim. - wzruszyłam ramionami. Zapadła cisza z naszej strony. Jedynie słychać było szum fal lub skrzek morskich ptaków. - Piłka jest tym, co chcesz robić w życiu? - zapytałam nagle. 
   - Chyba tak. - odpowiedział. - Podobno do niczego innego się nie nadaję. - zaśmiał się. Również lekko się uśmiechnęłam. 
   - A ty? Studiujesz coś? - zapytał, a ja skinęłam głową. 
   - Prawo, ale to przez ojca. 
   - Jak to przez ojca? - zdziwił się. 
   - To jakby on nami kierował. Davidowi wybrał ekonomię, a mi prawo. Tak samo było z tym ślubem. On o wszystkim zadecydował. - mówiłam. 
   - Rodzice powinni wspierać swoje dzieci i pozwalać im na to by robili to z czego byliby zadowoleni, na to co chcą robić. 
   - Masz rację, tak powinno być. Miesiąc temu stwierdziłam, że nie będę się zmuszać i nie chodzę na zajęcia. Oczywiście wiedział o tym tylko mój bliźniak. 
   - A później uciekłaś sprzed ołtarza. Ale z ciebie buntownik. - zaśmiał się, a ja uderzyłam go lekko w ramię. - Jeżeli nie prawo, to co być wybrała? 
   - Szczerze powiedziawszy, to sama nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Nie wiem co chciałabym robić. 
   - Pomyśl. Kim chciałaś zostać w przyszłości, gdy byłaś małą dziewczynką?
   - Achh, wtedy to ja chciałam zostać księżniczką i mieć swojego przystojnego księcia. - zaśmiałam się. 
   - Niegłupi pomysł. - zarechotał, a ja przewróciłam oczami. - Musisz pomyśleć nad tym, co tak naprawdę cię interesuje. Odnaleźć to w sobie. 
   - Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko. 
   - Idziemy się przejść? - zaproponował.
   - Idziemy. - odparłam pewnie. On wstał pierwszy i otrzepał spodenki z piasku. Podał mi rękę i pomógł wstać.
  
 Spacerowaliśmy brzegiem morza do późna. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się z przeróżnych głupot. W pewnym momencie oboje przystanęliśmy i spojrzeliśmy w horyzont. To było piękne. Pomarańczowo-czerwone słońce chowało się za linię morza, a wszędzie wokół panował przyjemny półmrok. 
   - Cudowne. - wyszeptałam. 
   - Masz rację. - odezwał się Cristian. - Jest pięknie. 
   - Zawsze marzyłam, by stać tak i obserwować taki zachód. Nie przejmować się niczym. Po prostu stać i podziwiać. - uśmiechnęłam się. 
   - Marzycielka. - zaśmiał się. 
   - To źle? 
   - Nie, wręcz przeciwnie. - po jego słowach znów zapadła cisza, ale... Była inna. Była wyjątkowa. Nie spuszczałam wzroku z pomniejszającego się słońca i... Poczułam kilka mokrych kropel. Automatycznie zaczęłam się zasłaniać rękami. 
   - Cristian noo! - pisnęłam, a ten dalej mnie chlapał, przy tym głośno się śmiejąc. - Przestań, nie chcę być cała mokra! - prosiłam. Zaczęłam uciekać, a on podążył za mną. Dogonił mnie i złapał w pasie. No właśnie. Znów. Znów poczułam jak całe moje ciało ogarniają przyjemne dreszcze. Obróciłam się do niego przodem i spojrzałam lekko ku górze. Zatrzymałam wzrok na jego oczach, na hipnotyzujących, brązowych tęczówkach. Nadal mnie obejmował. Poczułam jak nagle moja krew zaczęła szybciej pulsować w żyłach. Czas i świat wokół jakby się zatrzymał. Widziałam jego oczy, które zdawały się być coraz większe, a jego twarz jakby się przybliżała. Zaraz... Mój oddech zaczął stawać się szybszy. Przygryzłam niewinnie dolną wargę. Poczułam jak jego nos delikatnie ociera się o mój. Rozchyliłam lekko wargi i poczułam jego usta na swoich. Słodkie, ciepłe, miękkie. Chciałam by ten moment zatrzymał się i trwał w nieskończoność.
_______________________________________
Słodko ^^
Jutro kończę gimnazjum i będzie ciężko! Za bardzo się z wszystkimi tam zżyłam! Trzymajcie za mnie kciuki! 
Dziś trzeba trzymać kciuki za Hiszpanów! Nie ma innej opcji! Finał - Brazylia vs. Hiszpania!

wtorek, 18 czerwca 2013

5. "Mogliśmy dojść najdalej ze wszystkich."

  Już naprawdę nie miał co ze sobą zrobić. Piękny słoneczny poranek, a on siedział w pokoju. Wyjął z torby swój laptop i podłączył się do sieci. Włączył pierwszy, lepszy portal społecznościowy, na którym miał konto. Na stronie głównej zobaczył post swojej byłej dziewczyny. Rozwinął go i zobaczył zdjęcie. Wpatrywał się przez chwilę w nie. Była na nim ona, przytulająca się do jakiegoś chłopaka, mocno opalony blondyn. Pisała jaka to ona teraz nie jest szczęśliwa.
  Zdenerwował się i to bardzo. Jednym ruchem zamknął klapkę laptopa. Wyraz jego twarzy wskazywał na jedno - nie był zadowolony. Zerwali w zeszłym tygodniu, a ona już kogoś ma. Nie ma co... Szybko się pocieszyła. Sam w tym momencie nie wiedział, co tak na prawdę go rozzłościło. Nie byli już razem. Każde miało już swoje życie. Nie powinno go to już interesować, co się z nią dzieje, co robi.
 Potraktowała go jak śmiecia. Pobawiła się i zostawiła w szarym kącie. Mieszkali razem, planowali wspólną przyszłość i co? Wrócił raz po treningu. W domu nie było nikogo, prócz jego psa, drzemiącego na swoim posłaniu. Szafy opustoszały, a w łazience brakowało jej kosmetyków. W kuchni, na lodówce była przyczepiona karteczka, przymocowana na magnesie. Napisała, że to nie było jednak to czego chciała, że to nie była miłość, że kłamała. Ciągle wodziła go za nos i wykorzystywała.
Podszedł do wieży, stojącej w kącie pokoju. Włączył muzykę i podkręcił ją na fula. Wrócił na łóżko i położył się na boku, tyłem do drzwi. Llorena nienawidziła gdy tak robił. Denerwowała się i krzyczała, że na niczym nie może się skupić. To miało być jakby na przekór.
  W tym samym czasie, w pokoju naprzeciw, oddzielonym dwiema cienkimi ścianami i wąskim korytarzem. Siedziała po turecku na środku swojego łóżka i czytała. Od rana nie wychodziła z pokoju, więc była ubrana w zwykłe dresy, a włosy związała w niechlujnego koka. Nagle usłyszała bardzo głośną muzykę. Uniosła głowę i rozejrzała się. Zignorowała to. Westchnęła i naciągnęła okulary na nos.
 Łączyła kolejne wyrazy w zdania, ale hałas nie dawał się jej skupić. Lubiła głośną muzykę, lubiła się bawić, no ale to przesada. Nie było jeszcze południa, czytała, a poza tym ten pomysłowy ktoś przebywa w hotelu, pełnym gości. Zeszła z łóżka i otworzyła drzwi. Nasłuchiwała z której strony dobiega muzyka. Pokój naprzeciwko. Cristian?! Zdziwiła się. Przeszła przez korytarz i zapukała do drzwi. Nikt nie otwierał. Zapukała mocniej i głośniej. Dalej nic.
Chwyciła za klamkę i nacisnęła na nią, a zamek puścił. Niepewnie zajrzała do środka.
   - Cristian? - powiedziała. Chłopak leżał na łóżku, odwrócony do niej plecami. Nie zareagował. Wtargnęła do środka i ruszyła od razu w stronę odtwarzacza. Wyłączyła go. Nagle zapanowała głucha i przyjemna cisza. Dopiero wtedy zareagował. Obrócił się zdziwiony i zaskoczony. Popatrzył na nią przez chwilę. Obejrzał z dołu do góry.
   - Co ty tu robisz?
   - Było otwarte, a poza tym było za głośno byś usłyszał pukanie. - wycedziła. On wstał, podszedł i włączył wieżę. Zmierzył ją wzrokiem i wrócił na łóżko. - Cristian! - krzyknęła i wyłączyła muzykę. - Nie jesteś tu sam!
   - Ale równie dobrze, nie możesz mi tego zabronić. - ryknął ze złością i wbił w nią swój wzrok.

~~~

  Od momentu spotkania go, miałam wrażenie, że należy do tych spokojnych. Teraz jakby coś w niego wstąpiło. Widziałam to w jego oczach. Buchały wściekłością. Stałam tam jak ta sierotka Marysia, mierząc się z nim wzrokiem.
   - Jeszcze coś? Jeżeli nie, to bardzo proszę... - wskazał na drzwi. To była w tym momencie całkiem inna osoba, niż znałam. Wtedy, w centrum miałam wrażenie, że jest całkowicie inny. Wrażliwy, opiekuńczy, troskliwy... Teraz wiem też, że potrafi być wybuchowy.
 Sięgnął po pilot do wieży, który leżał obok łóżka. Ponownie ją włączył i wbił wzrok we mnie. Poczułam jak i mnie ogarnia złość. Pokręciłam głową i wyszłam z jego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. 

 Zanim zdążyłam wyjść ze swojego pokoju, jak huragan wpadła do niego brunetka. 
   - Siadaj! - krzyknęła, krzyżując ręce na piersiach. Akurat stałam obok swojego łóżka. Usiadłam na jego brzegu i patrzyłam na nią pytająco. - Od dwóch dni nie odzywacie się do siebie z Crisem! No, albo odzywacie ale zdawkowo i to oschłym tonem. O co chodzi?
   - O nic. - mruknęłam. 
   - Pewnie. W takim razie tak was wzięło na nieodzywanie się do siebie bez przyczyny. Złotko, bujać to ja, a nie mnie... - popatrzyła na mnie z litością. - Mów!
   - No, bo to on miał wtedy swój humorek. - zaczęłam. 
   - To znaczy? 
   - Właśnie dwa dni temu, przedpołudniem usłyszałam strasznie głośną muzykę. Osobiście nic do takiej nie mam, no ale po pierwsze, nie mogłam skupić się na książce, a po drugie wczesna pora plus trzecie, ten ktoś nie był u siebie w domu. To jest hotel. Okazało się, że to z pokoju Cristiana. Weszłam tam i wyłączyłam mu ją. Wtedy jakby zaczęliśmy się kłócić.
   - Dziwne... - zamyśliła się Domi. 
   - Był wkurzony na coś. - dodałam.
   - Wkurzony powiadasz... - mruknęła. - To musi mieć jakoś związek z Lloreną... 
   - Czemu akurat z nią?
   - Bo ona tego nienawidziła. Zawsze tak odreagowywał po jakiejś sprzeczce z nią. Kładł się i słuchał głośnej muzyki... - wytłumaczyła. - Tylko co go musiało tak zdenerwować? 
   - Może po prostu zaczął o niej wspominać? Mówiłaś, że ją kochał. - wzruszyłam ramionami. 
   - Ehhh... - westchnęła. - Nawet nie wiesz ile byśmy dali żeby on wybił sobie ją z głowy. Ja, Marc, jego siostra Jenny... - skrzywiła się. - To nasz przyjaciel i nie chcemy żeby cierpiał. - uśmiechnęła się lekko. 
   - Rozumiem was. 
   - No nic. - rozejrzała się. - To teraz musimy wyciągnąć od niego o co chodzi z tamtą lalką i was pogodzić. - zamyśliła się, wypowiadając to na głos. - Idziemy popołudniu na plażę? - zapytała pobudzona.
   - Pewnie. - odpowiedziałam od razu. 
   - No to potem ci napiszę o której. - puściła do mnie oczko i wybiegła z pokoju.
 Dominica to dopiero była wybuchowa i zwariowana postać. Była dobrą koleżanką, a to podstawa do tego by stała się prawdziwą przyjaciółką. Jeżeliby tak się stało, byłaby pierwsza. Oczywiście, miałam w dzieciństwie przyjaciółki, ale tylko dlatego, że mój ojciec był znany lub wzdychały do mojego bliźniaka! Dlaczego na świecie jest tyle fałszywych ludzi?! 
 No właśnie, fałszywa osoba... Tak mi się skojarzyło to teraz z byłą dziewczyną Tello. Nie kochała go, a z nim była. Nie do pojęcia. Ja bym tak nie mogła... Między innymi dlatego uciekłam sprzed ołtarza! Przed ślubem, wcale nie byłam z Aaronem. Parę razy byłam zmuszana by pokazać się z nim na jakiejś uroczystości. Tyle. Potem ślub. Przegięcie. 
 Ludzie naprawdę nie wiedzą co robić ze swoim życiem. Powinni się nad nim poważnie zastanowić. 
________________________________________
Dziś nie czwartek, wiem, ale musiałam! Cieszę się z wygranej La Rojity na Mistrzostwach Europy! 
Najbardziej się jaram hattrickiem mojego ukochanego pana Alcantary *.*  Tak, tak, wiem że dla mnie to ustrzelił! A Isco dla Moniki :D


czwartek, 13 czerwca 2013

4. "Znowu się uśmiecham. Wiem, że wszystko dobrze będzie."

  Prasa. Nigdy nie pałałam do niej miłością... Działała szybko i przeważnie kogoś rani. Teraz była ZA szybka! Wczoraj uciekłam sprzed ołtarza, a w niedzielnym wydaniu szmatławca już o tym huczeli.
 Moi nowi znajomi mieli mnie na widelcu. Powiedziałam im wszystko, że to był ustawiony ślub wbrew mojej woli, że nie cierpię Aarona i to, że brat pomógł mi tu wyjechać. Uspokoiłam się, bo obiecali, że z nimi jestem bezpieczna, że mnie nie wydadzą.
 Później po prostu chodziliśmy po nadmorskiej promenadzie. Co jakiś czas, ukradkiem spoglądałam na Tello. Nie rozumiałam dlaczego tak zareagowałam na jego bliskość i dotyk. Jest młodym, przystojnym facetem i pomimo tych przygód w hotelu czy w klubie, jest w porządku. Ma naprawdę ładny uśmiech i brązowe oczy. Z resztą... Nieważne. Poza tym, nawet nie wiem czy on mnie lubi. Czy nie uważa za dziwactwo. Nie przyjechałam tu by sobie kogoś szukać. Przyjechałam by... By uciec.
  Domi zatrzymała nas przy ciągu straganów. Zaczęła przymierzać jakieś kolorowe kapelusze, robiąc zabawne miny do swojego chłopaka. Ja odeszłam kilka kroków i przystanęłam przy stoisku, gdzie rozłożone było mnóstwo kolorowych bransoletek. Jedne tylko oglądałam, a drugie przymierzałam.
   - I jak? Podobają się pani te błyskotki? - usłyszałam zaraz za uchem. Od razu rozpoznałam ten głos. Uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam, wpadając w ramiona chłopaka, będącego za mną.
   - David, co ty tu robisz? - zapytałam zaskoczona, ale i uszczęśliwiona.
   - A co, nie cieszysz się? - zaśmiał się.
   - No pewnie, że się cieszę, ale nie myślałam, że przyjedziesz już tak szybko.
   - Pozałatwiałem wszystko w banku, masz nowe konto. Przywiozłem ci kartę, więc już możesz normalnie tu funkcjonować. Mogę się założyć, że nawet nie zauważyli, że mnie nie ma w mieście. - przewrócił oczami. - A jak u ciebie? Pustelnik?
   - A wiesz, nie. Poznałam trójkę przyjaciół. Przyjechali tu na wakacje z Barcelony. Są tam. - wskazałam na nich. Domi nadal przymierzała kapelusza, Marc ją podziwiał, a Tello stał obok i wpatrywał się w ekran swojego telefonu.
   - TO są twoi nowi znajomi? - otworzył szeroko oczy.
   - No, tak. - zdziwiłam się. - Coś z nimi nie tak?
   - Ci dwaj są piłkarzami. Dobrymi piłkarzami. Grają w FC Barcelonie. - mówił dalej zaskoczony David.
   - Serio? Nawet nie wiedziałam, że grają w piłkę. - wzruszyłam ramionami. Nie moja wina, że jakoś nigdy nie interesowałam się tymi wszystkimi wielkimi klubami i ich zawodnikami. To była brożka mojego brata. 

~~~

  Stał blisko swoich przyjaciół, którzy jak zwykle musieli okazywać sobie swoje uczucia, przez buziaki czy trzymanie się za ręce. Rozejrzał się, lecz nigdzie w pobliżu nie zobaczył swojej nowej znajomej. Nie było jej. Jednak po chwili zauważył jej sylwetkę przy kolejnym straganie. Podszedł do niej jakiś wysoki, czarnowłosy chłopak. Coś powiedział. Ona się odwróciła i mocno go przytuliła. Szczerze się uśmiechała. Kim on był. Piłkarz przyglądał się im z ciekawością. Jednak gdy spojrzała w ich stronę, on szybko zajął się swoim telefonem. Nie chciał by widziała jak się gapi na nią i tego chłopaka. Towarzyszyło mu bardzo dziwne uczucie. Zazdrość? Bzdura. Przecież jej nawet praktycznie nie znał. Wiedział jak się nazywa i że uciekła sprzed ołtarza, żeby nie wyjść za jakiegoś durnego knypka.
 Zauważył, że oboje zaczynają się do nich zbliżać. Domi z Marciem odeszli wtedy od stoiska i stanęli przy nim.
   - Słuchajcie, to jest David, mój brat. - przedstawiła bruneta. Brat? Gdy to usłyszał, poczuł jakby zleciał z niego niewidzialny ciężar. Poczuł ulgę. - To jest Domi, Marc i Cristian. - przedstawiła ich, a brunet uścisnął z każdym serdeczną dłoń. 
   - Miło was poznać. - uśmiechnął się.
   - Nam również. - zaczął Marc. - Jesteście bliźniakami, ale wcale nie jesteście do siebie podobni. Tak samo ja i Eric! - zamyślił się obrońca.
   - Wyobraź sobie, że bliźniaki nie zawsze są do siebie podobni. - skrytykował go Cristian.
   - No, ale na przykład ty i Jen, nie jesteście bliźniakami, a jesteście jak dwie krople wody. Identyczni! - zorientował Bartra. - Jak to tak?
   - Życie skarbie, życie. Tego nie ogarniesz. - Domi puściła do niego oczko.
   - David, a ty tak właściwie to powiedz co się dzieje w Gironie. - Corn złapała się pod boki i spojrzała na brata.
   - Ojciec się wściekł i stwierdził, że nie ma już córki, matka się popłakała, Aaron udaje biednego i porzuconego faceta. Wszyscy cię szukają, a nawet zgłoszono to na policję, że zniknęłaś, ale i tak rozpoczną po 48 godzinach, bo jesteś już dorosła, a ja spróbuję to jakoś umorzyć. Czyli nic ciekawego. - wzruszył ramionami.

~~~

  Domi zaproponowała żebyśmy wrócili razem do hotelu na obiad i później by pójść na plażę. Przystaliśmy na propozycję szatynki.
 Leżałyśmy na leżakach, a przed nami chłopcy grali w piłkę na piasku. Dominica leżała ze słuchawkami w uszach i z przymkniętymi oczami. Ja czytałam książkę, no a przynajmniej próbowałam.
 Chłopcy biegali w samych spodenkach, ponieważ słońce niemiłosiernie prażyło. Bardzo często przed moimi oczami pojawiał się jeden piłkarz. Rozpraszał mnie widok jego wyrzeźbionej klatki piersiowej. Chciałam się skupić na czytaniu tej powieści, ale co chwila zerkałam przed siebie. Przez chwilę nie spuszczałam z niego wzroku. Odwrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Spuściłam szybko wzrok by udać zainteresowanie lekturą. Nie odebrał wtedy, podanej do niego piłki i oberwał nią poniżej swojego pasa. Zgiął się w pół i zacisnął mocno zęby, a mój brat i Marc skrzywili się. 
   - Bartra, zabiję! - syknął przez zaciśnięte zęby. 
   - Wybacz stary. - podleciał do niego. - No, ale trzeba było patrzeć, a nie... - uśmiechnął się na końcu i zerknął na mnie.  
   - Spadaj na drzewo, co? - mruknął i usiadł na piasku. 
   - A tym co? - 'obudziła' się Dominica. 
   - Cristian oberwał piłką od Marca. 
   - E to i tak żadna strata. Nie ma teraz tej pieprzonej Llorenki, więc nie ma kogo posuwać. 
   - Llorenka? - zdziwiłam się. 
   - Jego była, której i tak nikt nie lubił, więc mała strata. - wzruszyła ramionami. - Pobawiła się nim, znudziła i zostawiła ze złamanym sercem. Taka sucz. - mówiła. - Ale nic nie wiesz, a tym bardziej ode mnie. - dodała szybko.
   - W porządku. - skinęłam głową. 
   - Chodźmy do nich. - machnęła ręką i wstała. Zrobiłam to samo i zrównałam z nią krok, by po chwili stać już przy chłopakach. 

~~~ 

  Wieczorem towarzyszyli Davidowi na lotnisku, z którego miał wystartować jego samolot powrotny do Katalonii. Cornelia jeszcze po raz enty podziękowała swojemu bratu za to, ile dla niej robi. 
 Gdy wychodzili z budynku lotniska, jednomyślnie stwierdzili, że zamawiają taksówkę i jadą do jakiegoś klubu. Gdy tylko przekroczyli próg lokalu, Marc pociągnął swoją dziewczynę na parkiet. 
   - Zatańczysz? - zapytał niepewnie Cristian. Nelia spojrzała na niego i skinęła głową z lekkim uśmiechem. 
  Tańczyli w rytm dość szybkiej i rytmicznej piosenki. W pewnym momencie podszedł do nich jakiś młody chłopak. Przystojny i grzeczny. Zapytał czy może zatańczyć z szatynką. Dziewczyna się zdziwiła, a Cristian po prostu powiedział 'nie'. Chłopak się zmieszał i odszedł. Corn spojrzała pytająco na towarzysza, a on się uśmiechnął, tonąc w jej brązowych tęczówkach. Stali tak przez chwilkę, nie wiedząc jak się zachować. Naszła go ogromna chęć, by ją pocałować, ale nie chciał jej przestraszyć. Sam nie wiedział co się z nim dzieje? Uśmiechnął się lekko i energicznie okręcił ją wokół jej własnej osi. Oboje się zaśmiali. 
   - Myślisz o tym samym co ja? - podrapał się po brodzie Marc, stojący nieopodal z Domi, spoglądając to na swojego przyjaciela, to na swoją dziewczynę. 
   - Cristian zasługuje na szczęście, a Cornelia to fajna dziewczyna. - odparła brunetka. 
   - Więc akcję w swatki mam uznać za rozpoczętą? - zaśmiał się do Dominici, a ona energicznie kiwnęła głową z szerokim uśmiechem. 
________________________________
Rozdział dodany, więc rozpoczynam gorący romans z fizyką! Życzcie mi szczęścia na jutrzejszym sprawdzianie! 

czwartek, 6 czerwca 2013

3. "Weźmiemy w ręce życie. Zaczniemy budować od podstaw"

  Stałam tak przez chwilę, patrząc na ogłupiały wyraz twarzy chłopaka. Poprzez mojego drinka miał mokre włosy i twarz. Szkoda, że nie wylałam tu tej wody na spodenki, bardziej bym go skompromitowała, ale ja zawsze myślę dopiero po fakcie. Stałam tak i mu się przyglądałam. Przyznam, że był przystojny i to bardzo, ale nie pałałam do niego sympatią po sytuacji w południe, w hotelu i teraz.
   - Pięknie, teraz jesteście kwita! - obok niego pojawiło się dwie osoby, niższy od niego brunet i ładna szatynka.
   - Przecież przeprosiłem. - pisnął poszkodowany.
   - Ale twoje nędzne 'przepraszam' nie sprawi, że będę z powrotem sucha. - zawołałam, patrząc na niego wilkiem.
   - To co, mam podmuchać?! - zapytał z pretensją.
   - Mógłbyś. - palnął bez namysłu chłopak obok niego.
   - Dobra dzieci, spokój! - zawołała dziewczyna, uderzając go w ramię i obdarzając go karcącym spojrzeniem. - Chodź, pomogę ci to zmyć. - złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę toalet. W pomieszczeniu z umywalkami, sięgnęła po kilka ręczników papierowych i namoczyła je. - Oni są gorsi od dzieci. - prychnęła, podając mi jeden ręcznik. - Tamci to Cristian i Marc, a ja jestem Dominica, ale znajomi mówią do mnie Domi. - wyciągnęła swoją dłoń w moim kierunku.
   - Cornelia, a dla znajomych Corn albo Neli. - ścisnęłam jej dłoń z lekkim uśmiechem, rozpoczynając wycieranie mojej bluzki wraz z pomocą dziewczyny. - Z tym się nie da już nic zrobić. - stwierdziłam po dłuższej chwili czyszczenia.
   - Nie martw się, ja już tego dopilnuję by Tello ci ją odkupił. - odpowiedziała pewnie szatynka.
   - Nie no, przestań. Nie będę go naciągać na wydatki.
   - Skarbie, dla niego to tyle co nic. - zaśmiała się. - Co powiesz na zakupy jutro? Wydajesz się być w porządku, więc możemy się zaprzyjaźnić. - uśmiechnęła się.
   - Z chęcią, ale niestety brat jeszcze nie przesłał mi moich pieniędzy, więc... - przerwałam niepewnie.
   - Oj przestań. Zawsze możemy iść i tylko pooglądać. - mrugnęła do mnie powieką. - Chodź, poszukamy chłopaków. - wrzuciła zużyty ręcznik do kosza i skierowała się w stronę wyjścia. Zrobiłam to samo. Gdy wychodziłyśmy z damskiej toalety, akurat w tym samym momencie, z drzwi naprzeciwko wyłoniły się dwie znane mi już twarze.
   - Jesteście! Cristian, z racji, że plama nie chce ani drgnąć, jutro wybieramy się na zakupy, byś mógł odkupić Corneli bluzkę. - powiedziała zadowolona Domi.
   - Naprawdę, nie trzeba. - powiedziałam.
   - Trzeba, trzeba. - przerwała mi. - I bez gadania. Jutro wybieramy się we czwórkę do centrum handlowego. - klasnęła w dłonie.

  Wczoraj już się rozdzieliliśmy. Ja postanowiłam, że wrócę do hotelu, oni zostali.
Umówiliśmy się o dziesiątej w lobby. Po śniadaniu, które zamówiłam do pokoju, wzięłam prysznic i przebrałam się. Spojrzałam na zegarek. Była za pięć dziesiąta. Wzięłam torbę i okulary przeciwsłoneczne. Wyszłam z pokoju i zatrzymałam się z wrażenia. Z pokoju naprzeciw mnie, wychodził ten cały Cristian.
Gdy mnie zauważył, również przystaną. Cudnie! Modliłam się by nie miał pokoju obok to ma naprzeciw!
   - Chodźmy. - powiedział lekko zmieszany i przepuścił mnie pierwszą. Całą drogę na dół przebyliśmy w ciszy. Obok recepcji stali już Dominica i Marc. Gdy tylko nas zobaczyli, szeroko się uśmiechnęli.
  Całą drogę szłam przodem z Domi, a za nami szli chłopcy. Tak samo w galerii. Szłyśmy pierwsze, oglądając wystawy sklepowe, a oni za nami, rozmawiając o czymś.
W pewnym momencie, na jednej z wystaw, zauważyłam dłuższą, białą, prostą bluzkę z cienkiego materiału. Przystanęłam przy szklanej szybie.
   - Ładna, ale niestety nie na moją figurę. - skrzywiła się Domi. - Ale ty powinnaś w niej genialnie wyglądać. - uśmiechnęła się.
   - A bez niej jeszcze lepiej. - wtrącił Bartra. Najpierw został zmierzony wzrokiem swojej dziewczyny. - Ej no, ale mi chodziło o ciebie, noooo. - wołał, gdy ta odciągnęła go na bok. Po chwili wpiła się w jego usta, a on objął ją w pasie.
   - Oni nie są normalni. - obok mnie pojawił się Cristian, patrzący na manekina z bluzką. - Podoba ci się? - zapytał. Skinęłam głową. - Chodź. - wskazał na wejście do sklepu i ruszył w tym kierunku. Podążyłam za nim. Szybko znalazłam tą samą bluzkę na wieszakach. Odszukałam rozmiar i spojrzałam na metkę. Otworzyłam szeroko oczy. Cena mnie przerażała. To nie tak, że nie mogłam tyle wydawać na ubrania, co nie chciałam. Miałam swój limit ile i za co mogę dać. Nigdy nie narzekaliśmy na brak gotówki, bo ojciec od zawsze bawił się w polityka, a to dochodowy zawód. Potrafiłam się schludnie ubrać za małą kwotę. Nie byłam rozrzutna. Wolałam schować pieniądze i uzbierać na coś, na przyszłość. Wiem, że teraz pieniądze wyłożyć ma Tello, no ale... 
   - Coś nie tak? Nie ma rozmiaru? - zapytał, stając obok.
   - Jest, tylko... - wskazałam na cenę.
   - I? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Pierwszy raz spotykam się z sytuacją, że jakaś dziewczyna martwi się o cenę, jeżeli to nie ona płaci. - przewrócił oczami.
   - Najwyraźniej jestem wyjątkiem. - zauważyłam. - Ona jest trzy razy droższa od tej z cekinami, którą zniszczyłeś.
   - Podoba ci się? - zapytał znudzony.
   - Tak, ale jej cena już niekoniecznie. - przewróciłam oczami.
   - Cena to najmniejszy problem. - pokręcił głową i wziął ode mnie bluzkę. Ledwo się obejrzałam, a on już stał przy kasie i płacił za bluzkę. Podeszłam do niego, a młoda kasjerka uśmiechnęła się pod nosem.
   - Ile ja bym dała żeby mój chłopak zabierał mnie na zakupy i jeszcze za mnie płacił. - rozmarzyła się dziewczyna.
   - Ale... - zacięliśmy się wspólnie z Cristianem.
   - Dziękujemy za zakupy w naszym sklepie i życzę szczęścia. - puściła do nas oczko. Oboje w tym momencie byliśmy zmieszani. W tym samym czasie sięgnęliśmy po torbę z bluzką. Zderzyliśmy się dłońmi. Znów poczułam się niepewnie. Wzięłam torbę i wyszliśmy ze sklepu.
   - I gdzie oni są? - zapytałam, rozglądając się.
   - Poczekaj. - wyjął telefon z kieszeni i zaczął gdzieś dzwonić, zapewne do któregoś z naszych zagubionych. - Gdzie jesteście?... No dobra, to zaczekamy. - rozłączył się. - Poszli coś kupić, ale co to już nie powiedzieli. Chodź, może usiądziemy. - wskazał na kawiarenkę po drugiej stronie szerokiego holu.
   - Okay. - odparłam i ruszyłam. Nagle usłyszeliśmy głośne krzyki i piski. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jakiegoś faceta z dużą torbą, biegnącego wprost na mnie, a za nim kilku ochroniarzy. Przymknęłam oczy, bo wiedziałam, że za sekundę mnie stratuje, ale wtem poczułam czyjeś dłonie na swojej talii i brzuchu. Ten ktoś przyciągnął mnie do siebie, tak że przyległam do niego całym ciałem. Poczułam w brzuchu coś dziwnego, wstrzymałam oddech, a odsłonięte części mojego ciała przeszło przyjemne mrowienie. Po chwili otworzyłam oczy i zauważyłam, że tamci już przebiegli, a na ja nadal byłam opleciona męską, wytatuowaną ręką. To był Cristian.
   - Dzięki. - szepnęłam i wtedy mnie puścił. I znów oboje byliśmy zmieszani sytuacją. Usiedliśmy przy jednym ze stolików, a po chwili podeszła do nas kelnerka i wzięła nasze zamówienie. 
   - Jesteśmy. - pojawiła się para. Marc trzymał w ręku dzisiejszą gazetę, a Domi torbę ze sklepu z damską bielizną. Czyli tam ich nogi poniosły... Gdy kelnerka przyniosła dwie kawy, moją i Crisa, tamci domówili jeszcze dla siebie. 
   - Co tu ciekawego piszą... - westchnął Barta i zaczął przeglądać prasę. W pewnym momencie otworzył szeroko oczy, wyprostował się i najpierw spojrzał na mnie i później znów przeniósł wzrok na gazetę. - Cornelia, jak ty masz na nazwisko? - zapytał. 
   - Velázquez, ale dlaczego pytasz? - zdziwiłam się. 
   - Uciekająca panna młoda. - przeczytał nagłówek. 
   - Co?! - podniosłam głos. 
   - Pokaż to. - powiedział spokojnie Cristian i przejął od przyjaciela gazetę. -  Wczorajszego dnia, w słoneczne południe miał odbyć się ślub dzieci znanych katalońskich polityków. W święty związek małżeński mieli wstąpić Cornelia Velázquez wraz z Aaronem Espinosa. Mieli, ponieważ panna młoda w ostatnim momencie uciekła sprzed ołtarza. - przeczytał i spojrzał na mnie. 
   - Uciekłaś sprzed ołtarza?! - zapytała Dominica. 
   - Dziewczyna przepadła jak kamień w wodę. Ktokolwiek ma informacje o miejscu przebywania niedoszłej panny młodej, prosimy o kontakt z biurem redakcji. - doczytał i położył gazetę na stoliku przede mną. Po obu stronach tekstu widniały dwa małe zdjęcia, jedno moje, a drugie Aarona, a wyżej zdjęcie wnętrza kościoła, gdy akurat byłam w połowie swojej ucieczki. Przełknęłam ciężko ślinę. 
   - Nie wydacie mnie? - zapytałam, spoglądając błagalnie na każdego z osobna. 
_____________________________________________
Nadszedł czwartek, tak więc mamy i kolejny rozdział :)
Status - Zaczynamy drugą połowę meczu Hiszpania U-21 vs. Rosja U-21!