czwartek, 25 lipca 2013

10. "Przyszedł, szukając jej... Już nigdy nie wróciła i nie wiedział jej nikt."

  Wyszła obrażona i nie wracała. Siedział cicho. To David, Marc i Domi ciągle o czymś rozmawiali. Postanowił pójść do Cornelii, bo na pewno wróciła do swojego pokoju. Chyba nawet nie zorientowali się, że wyszedł.
  Pod jej drzwiami coś mu nie pasowało. Były uchylone. Dziwne.
   - Corn? - odezwał się i niepewnie zajrzał do środka. Było pusto. Firanka falowała na wietrze przez uchylone drzwi na balkon. Wszedł z myślą, że właśnie tam jest. Przed samym oknem jednak się zatrzymał. Na ziemi leżał jej roztrzaskany telefon. Przykucnął i podniósł kawałeczki. Odłożył je na komodę. Nie było jej na balkonie. W łazience i garderobie też jej nie było. - Cornelia? - zawołał. Dla pewności jeszcze raz zaglądnął do łazienki, garderoby i na taras. Z tropu całkowicie wybił go ten rozbity telefon. Co tu do jasnej cholery się stało?! Wypadł jak oparzony z jej pokoju i pognał z powrotem do Domi i Marca.
   - Co jest? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył. - zaśmiał się Bartra, gdy tylko zobaczył w progu Cristiana z przestraszoną miną.
   - Nigdzie nie ma Cornelii, a w pokoju, na ziemi leżał jej roztrzaskany telefon, a co najciekawsze drzwi były uchylone. - powiedział na jednym oddechu.
   - Co?! - David szeroko otworzył oczy. - Jak to jej nigdzie nie ma?
   - Chłopaki, nie panikujcie. Ja z Marciem pójdę zobaczyć nad basen, a wy idźcie zapytać o nią w recepcji. - Dominica pokręciła głową i wstała ze swojego miejsca. - Idziemy. - zawołała.
  Wyszli tak jak postanowili. Cristian czuł pewien niepokój. Miał nadzieję, że niepotrzebnie.
   - Przepraszam panią. Mamy pewne pytanie. - zaczął David, gdy przystanęli przy ladzie recepcji.
   - Tak, słucham. - uśmiechnęła się młoda szatynka. 
   - Widziała pani może, żeby wychodziła taka niewysoka szatynka, ubrana w ciemne jeansy i białą bluzkę z podobizną Merlin Monroe? - pytał Velázquez.
   - No tak, wychodziła z mężczyzną.
   - Z mężczyzną? - Cristian szeroko otworzył oczy.  
   - Jak wyglądał? - David zachowywał spokój. 
   - Wysoki, dość przystojny, elegancki brunet. - wymieniała.
   - O cholera... - mruknął bliźniak. - Dawno?
   - Jakieś pięć minut temu. Stało się coś? - zdziwiła się recepcjonistka, a Cristian wbił wzrok w swojego towarzysza. Nie miał pojęcia o co może chodzić Davidowi i kim był ten facet z Cornelią?!
   - Nie... Dziękujemy. - mruknął w jej stronę. - Tello, chodź. - zawołał i wybiegł z hotelu. 
   - David, kto to był? - zapytał zdezorientowany piłkarz, widząc jak chłopak rozgląda się na wszystkie strony. 
   - Aaron, facet, za którego miała wyjść. Nie wiem czego on od niej jeszcze chce... - mówił roztrzepany. - Tam są policjanci, chodź. - pociągnął go za sobą. 

 W części hotelu zawrzało jak w ulu.  Funkcjonariuszka rozmawiała z Dominicą, Marciem i recepcjonistką, a David i Cris siedzieli w kantorku ochroniarza i wraz policjantem przeglądali nagrania z kamer. W pewnym momencie, mężczyzna zawołał i kazał pracownikowi cofnąć nagranie oraz przybliżyć. David z Cristianem przybliżyli się do ekranu tak jak policjant. Ręka Espinosy, zasłonięta długim rękawem kurtki jakby ją popychała. Ochroniarz zaczął miarowo przybliżać tą scenę.
   - To jest pistolet. Groził jej. - huknął komisarz.
   - Czyli nie wyszła stąd dobrowolnie. - mruknął ochroniarz. W tym momencie pozostali dwaj zbladli i spojrzeli na siebie przestraszeni.

~~~

   Nigdy się tak nie czułam. Nie mogłam się ruszyć. Miałam związane ręce i nogi. Nie miałam sił nawet otworzyć oczu. Wiem, że w miejscu, w którym przebywałam było wilgotno i coś śmierdziało. Słyszałam jakąś rozmowę dwóch mężczyzn. Nie rozumiałam ich słów. Zmusiłam się podniesienia swoich powiek. Po woli... Pomalutku... Najpierw obraz wydawał się zamazany, ale stopniowo się wyostrzał. Na ścianie przede mną widziałam dwa cienie. Co ja tutaj robię?! Gdzie jestem?! Zaraz..  Aaron... Był w hotelu, wyciągnął broń i mi groził, że mam z nim wyjść. Bez żadnych wyskoków, bo inaczej, nie skrzywdzi mnie, ale mojego brata lub Cristiana. W tym momencie to dwie najważniejsze dla mnie osoby... Nie mogłam ich narazić.
  Wyprowadził mnie z budynku i wpakował na tylne siedzenie jakiegoś samochodu. Tam siedział już jakiś napakowany knypek. Przyłożył mi do ust jakiś skrawek szmaty i... Ciemność. Nic więcej nie pamiętam.
  Rozeszli się. Jeden z cieni zmierzał w kierunku pomieszczenia, w którym siedziałam. Wstrzymałam oddech. Bałam się. Po chwili w polu mojego widzenia pojawił się sam Aaron. 
   - O, obudziłaś się już. - wyszczerzył się i pomógł mi podnieść się do postawy siedzącej. 
   - Czego chcesz? - wychrypiałam i zmierzyłam go wzrokiem. 
   - Nie złość się skarbie. - przejechał dłonią po moim policzku, który automatycznie odwróciłam. - Ajajaj. - mruknął i uniósł mój podbródek, a w tym momencie splunęłam mu w twarz. Wkurzył się. A czego mogłam się spodziewać? Mocno chwycił mnie ramiona i potrząsnął mną. - Czego chcę? Chcę żebyś teraz ty pocierpiała! 
   - Teraz ja? O co ci chodzi? - zmrużyłam powieki. 
   - Gdy uciekłaś, nie było innego tematu. Syn Espiniosy zostawiony przed ołtarzem, stałem się pośmiewiskiem, moja kariera polityczna od razu się posypała. - krzyczał. - Do tego policja się mną zainteresowała. - wycedził przez zęby. 
   - A masz coś do ukrycia? - prychnęłam. 
   - A wiesz? Mam. Podniósł się z zadowoloną miną. Mam trochę znajomości i interesów. - zaśmiał się. - Nie interesuj się. Kobiet to nie powinno interesować. To nie rzeczy dla takich istot. Bezbronnych i słodkich. - poruszył brwiami. Znów przykucnął i złapał mnie mocno za podbródek. Skrzywiłam się. Przybliżał się z chytrym uśmieszkiem. Chciałam się jakoś odsunąć, ale mnie przyblokował. 
   - Będę krzyczeć. - powiedziałam drżącym głosem. 
   - Krzycz. W promieniu kilku kilometrów nie ma tu żywej duszy. Wystraszysz tylko niczemu winne zwierzątka. - zaśmiał się i wbił w moje usta. Momentalnie poczułam obrzydzenie. To nie było odczucie, które ostatnio sprawiało, że miękły mi nogi. To nie były delikatne i słodkie usta piłkarza. Poczułam jak po jednym policzku zaczyna spływać mi łza. Oderwał się ode mnie i zadowolony wstał. Spojrzał jeszcze na mnie i wyszedł, zostawiając mnie samą. Zapadał zmrok. Było coraz ciemniej. Chłodniej. Ułożyłam się na cienkim kocu, na którym początkowo leżałam i skuliłam się w kulkę. Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w takiej sytuacji, ale kto wyobraża? Nie chcę tu być. Nie chcę widzieć Aarona. Co on sobie ubzdurał? Chcę z powrotem do hotelu, do brata, do Cristiana, do przyjaciół. Czułam tylko drżenie swojej szczęki. Kolejne łzy napływały do moich powiek. Zaczęłam się cała trząść i łkać. I co teraz?
_______________________________
No i mamy kolejny rozdział! Do końca tego opowiadania i całkiem niedużo! 
A teraz pozwólcie, że się trochę rozczulę ;cc


czwartek, 18 lipca 2013

9. "Jak wstrzymać oddech, kiedy okręt tonie?"

     Od tego momentu chodziła rozkojarzona. Czasem odpływała i reszta musiała sprowadzać ją z powrotem na ziemię. O czym myślała? Myślała o tym telefonie. Wie gdzie jest... Prędzej czy później to było do przewidzenia, ale... I po co mu to? Nie zrozumiał raz, że to nie ta bajka? O co mu tak właściwie chodzi?
 Nie pomogło jej nawet to, że David znów postanowił zrobić jej niespodziankę i przyjechał na Mallorce. Tym razem jednak chciał zabawić dłużej niż jeden dzień. Gdy nastał wieczór, Cornelia pierwsza udała się do swojego pokoju, ówcześnie żegnając się z nimi.
   - O co może chodzić? - pierwszy głos zabrał Marc. 
   - Nie mam zielonego pojęcia. - mruknął David. - Może coś się dziś stało? 
   - Nie no, chyba nie... - odparła niepewnie Dominica. 
   - Zaraz... Ktoś do niej dzwonił. Odebrała, ale długo to nie trwało. Praktycznie nie rozmawiali. - zauważył Cristian. 
   - No doba. - Velázquez podniósł się z miejsca. - Jako starszy brat, muszę do niej iść i z nią porozmawiać. Dobranoc. - ścisnął dłonie Tello i Bartry, a odchodząc zmierzwił ciemną czuprynę ich towarzyszki, na co się skrzywiła, a chłopcy zaśmiali. Brunet zamiast do swojego wynajętego pokoju, stanął przed drzwiami pomieszczenia, gdzie mieszkała jego bliźniaczka. Zapukał. 
   - Proszę. - usłyszał. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Nelia leżała już w łóżku, okryta kocem, przy świetle nocnej lampki. Uśmiechnął się do niej i usiadł na skraju łóżka. 
   - Możemy pogadać? - zapytał, a ona przytaknęła. - Może na początek... Co jest między tobą, a Tello? - poruszył znacząco brwiami. 
   - A co ma być? - speszyła się. 
   - No nie wiem... - wzruszył ramionami. - Niektórzy to chemią nazywają. - zaśmiał się, a ona cisnęła w niego poduszką. 
   - On jest inny, wiesz? Czuję się przy nim bezpiecznie i tak... Wolno. - westchnęła. 
   - To dobrze, bo wiesz, jakby cię skrzywdził to... - syknął przez zęby i przejechał palcem po szyi. - To byłoby źle. - wyszczerzył się, a tamta przewróciła oczami. 
   - Oj nie przesadzaj. - spojrzała na niego błagalnie. - Jest mi tu dobrze, w tym miejscu i w takim towarzystwie. Naprawdę się do nich przywiązałam i uważam ich za przyjaciół. 
   - Szczególnie Cristiana? - drążył. 
   - Tak Davidzie, szczególnie Cristiana. - zaśmiała się. Ucieszyła go ta odpowiedź, ponieważ z całego serca chciał by jego siostra była szczęśliwa, a z Tello było to możliwe. Polubił go i zaufał. Mógłby mu powierzyć swoją siostrę. Poza tym, fajnie razem wyglądają. 
   - Jest jeszcze coś... - zaczął niepewnie. - Czemu chodziłaś dziś taka rozkojarzona? O czym tak myślałaś? 
   - Braciszku, to na prawdę nie jest ważne. - zdobyła się na lekki uśmiech, choć wcale nie chciała się teraz uśmiechać. 
   - Jak na moje oko, to chyba jest. - ciągnął. 
   - Nie masz się o co martwić. - dodała. 
   - Czyli mi nie powiesz? 
   - Nie ma co. 
   - I tak ci nie wierzę. - zaśmiał się i rozłożył wygodnie w nogach łóżka. - Tak, więc słucham. 
   - Nic się nie stało. - stawała przy swoim. 
   - Jakbym cię nie znał, to może i bym uwierzył, a tak to wybacz. - rozłożył ramiona, a ona wypuściła powietrze z ust. Wiedziała, że z bratem nie wygra. Prędzej czy później i tak wyciągnąłby to z niej. 
   - Dostałam dziwny telefon. - odrzekła. - Głos powiedział, że wie gdzie jestem. 
   - Rozpoznałaś go? - zainteresował się,  a ona skinęła głową. 

~~~

  Pozwoliłam sobie dłużej pospać, między innymi dlatego, że do późna siedziałam z Davidem. Wstałam i pomaszerowałam do łazienki. Wzięłam prysznic i przebrałam się w coś wygodnego. Wzięłam telefon do kieszeni i otwarłam drzwi. Za nimi stał Cristian, który właśnie miał zamiar zapukać. Zabawnie to wyglądało. 
   - Musimy iść. - oznajmił, a ja spojrzałam na niego pytająco. Wyszłam z pokoju, zamknęłam drzwi i schowałam kartę magnetyczną do kieszeni spodni. Splótł delikatnie nasze palce u jednej ręki i pociągnął wzdłuż korytarza. 
   - Gdzie idziemy? - zapytałam. 
   - Na śniadanie do Dominici i Marca. David już tam jest. Poza śniadaniem, mamy tam sztab kryzysowy. - oznajmił, a ja od razu pomyślałam o tym wczorajszym telefonie. 
Skręciliśmy w prostopadły korytarz i przeszliśmy kilka kroków. Bez pukania weszliśmy do pokoju przyjaciół. Tak jak powiedział Cris, był tam też mój brat. Jakby nigdy nic zjedliśmy śniadanie, które znajdowało się już na miejscu, a dopiero później podstawili mi pod nos poranną gazetę, a tam na pierwszej stronie ogromny napis 'Zguba odnaleziona'. Poniżej widniało moje zdjęcie na leżaku, a obok mniejsze moje i Cristiana. Był podpis, że znaleziono mnie na Mallorce w towarzystwie mojego długotrwałego kochanka, do którego uciekłam, że lansuje się boku młodego piłkarza z Barcelony i że ciągle zdradzałam z nim Aarona. Wpatrywałam się w to wszystko z niedowierzaniem.
   - To dlatego zamówiliśmy tu śniadanie. - odezwała się Hiszpanka. 
   - I będziemy tak tu teraz siedzieć? - zapytałam. 
   - Na razie tak. To może mieć związek z tym telefonem, Corn. - zabrał głos David. 
   - Zawsze możemy już jutro się spakować i wrócić. - dorzucił Cristian, który przez cały ten czas mocno ściskał moją dłoń. Czułam się pewniej, wiedząc, że mam go obok siebie. 
   - To wszystko to jakiś cyrk. - jęknęłam i oparłam głowę o ramię Tello, który zaczął gładzić moje włosy.

  Nie ma to jak cały dzień przesiedzieć w hotelowym pokoju, jakby ukrywając się przed całym światem. Oglądaliśmy filmy, graliśmy w scrabble, później w kalambury, aż w końcu zamówiliśmy dwie butelki wina. Gdy opróżniliśmy pierwszą, Marc wpadł na pomysł zagrania w 'butelkę', tylko i wyłącznie na prawdę. Na początku pokręciliśmy nosami, ale w końcu przystanęliśmy na propozycję obrońcy, a ten ucieszył się jak małe dziecko. Usiedliśmy na podłodze w prowizorycznym okręgu. Marc jako pomysłodawca zaczął pierwszy. Kilka rundek, jakieś błahe pytanka. 
  Cristian właśnie wycelował na swojego przyjaciela, który aż się zerwał, czekając jakie pytanie wymyśli dla niego '37'. 
   - Tak, a no więc... Marc, może się przyznasz co najpierw pomyślałeś, gdy poznałeś Domi. - wyszczerzył się Cris, a tamten zmierzył go wzrokiem. - Sam chciałeś grać na prawdę. - dodał. 
   - Giń w piekle! - syknął do niego. 
   - Jakie gin? Ja z chęcią się dowiem co nieco na ten temat. - wtrąciła Mendoza, bacznie obserwując swojego chłopaka. 
   - A co ma myśleć facet o kobiecie, która wylała na niego szejka, plamiąc przy tym ulubiony T-shirt, a później przez nią jeszcze wpada w ogromną kałużę z błotem? - jęknął. 
   - Tak się poznaliście? - spojrzałam na nich. 
   - Yhym, Marc wyglądał wtedy jak ostatnia ofiara losu, ale był słodki. - pocałowała go w policzek. - Ale to nie zmienia faktu, że nadal nie wiem co o mnie wtedy myślałeś. - od razu spoważniała. 
   - Może jednak nie będę o tym mówić? - skrzywił się z nadzieją. 
   - Nie ma wymigiwania się! - roześmiał się David. 
   - No właśnie, słucham. - drążyła Domi. 
   - Ehhh... Pomyślałem, że mam wtedy przed sobą jakąś chorą psychicznie idiotkę! - mruknął ciszej. - Zadowoleni?! 
   - Bardzo, bardzo. - brechtał Cristian, a Domi zmierzyła go wzrokiem. 
   - Chora psychicznie idiotka? - uniosła jedną brew do góry. - Żeby nie przerywać gry, później sobie o tym porozmawiamy. - dorzuciła. - Kręć. - pośpieszyła go. Zakręcił i... Szyjka wskazała centralnie na mnie. 
   - Kurczę, jakie pytanie ja mam ci zadać? - zamyślił się. - Może... 
   - Szybciej. - poganiała go Domi.
   - Nie poganiaj mnie, skarbie. Ja myślę. 
   - No właśnie Domi, on myśli, więc mu nie przeszkadzaj! Takie coś może zdarzyć się nieprędko. - śmiał się Tello i przybił piątkę z Davidem, a Marc mu się tylko wykrzywił. 
   - Dobra, mam. No więc, Cornelio... Dziewica czy masz to już za sobą? - wyszczerzył się zadowolony z siebie, mnie trochę wcięło, a Domi od razu trzasła go w czubek głowy. 
   - Ciekawe pytanie. - David się poprawił. - Chociaż myślę, że znam odpowiedź mojej siostry. 
   - No chyba, że Cristian już coś zdziałał. - palnęła '15'. - Mają pokoje centralnie naprzeciw siebie, a ja im pod kołdrę nie zaglądam. - uniósł w ręce. Wtedy Cristian spojrzał na mnie, ja na niego i później oboje na tamtą trójkę, których wciągnął temat mojego dziewictwa. 
   - Ja tu jestem. - mruknęłam. 
   - No właśnie, to jak z odpowiedzią? - zapytał Bartra. 
   - Jesteście dziecinni, wiecie? - wstałam i po prostu wyszłam. Takie pytania nie powinny padać. To jest tylko i wyłącznie moja sprawa. 
   - Dziewica. - mruknął pod nosem Marc, po czym mocniej oberwał od Dominici. 
  Skierowałam się do pokoju. Weszłam do niego, zamykając drzwi za sobą i od razu stanęłam przy oknie. Ciężko westchnęłam i pokręciłam głową. 
 Nagle poczułam, jak jedna ręka zasłania moją twarz, a druga ląduje na talii.
   - Witaj skarbie. - usłyszałam ten sam cichy i niski ton, skierowany wprost do mojego ucha. Zastygłam. Jak on się tu znalazł? Co teraz?! 
____________________________________
Trzy razy NIE - DZIĘKUJEMY! 
Moja reakcja? Łzy, wnerw, wnerw, łzy, wnerw i wnerw! ;c

czwartek, 11 lipca 2013

8. "Tylko my we dwoje, nawet kiedy świat płonie"

  Obudziłam się pod wpływem przyjemnego odczucia, a mianowicie delikatnego ocierania się o moją szyję czubka nosa. Towarzyszył temu też minus, który był skutkiem imprezy - ból głowy. Uśmiechnęłam się pod nosem i cicho zamruczałam. To było przyjemne! Zaśmiał się. Leżeliśmy jakby w pół kokonie. Pamiętam tylko jak przez mgłę, jak położyliśmy się z Cristianem razem na wiszącym hamaku. Zasnęliśmy od razu. Odwróciłam się przodem do chłopaka.
   - Dzień dobry. - szepnęłam z lekkim uśmiechem.
   - Dzień dobry. Jak się spało? - zapytał.
   - Jeżeli mam w to wliczyć pobudkę, to uznam że wyśmienicie, ale... - zmarszczyłam czoło i schowałam twarz w jego ramię. - Moja głowa... - jęknęłam.
   - Boli? - zaśmiał się, a ja skinęłam głową.
   - Po raz pierwszy w życiu, tak na prawdę się upiłam. - powiedziałam.
   - Ja też pamiętam swojego pierwszego kaca. Myślałem, że umieram. - zaśmiał się. - Mój dzisiejszy ból głowy,  w odróżnieniu od tamtego to pestka.
   - W takim razie się ciesz. - mruknęłam i mocniej wtuliłam się w jego ramię. Uśmiechnął się i ucałował mnie w czubek głowy. Później już tylko czułam jak palcami przejeżdża przez koszulkę po moich plecach, w tą i z powrotem wzdłuż mojego kręgosłupa. Mogłabym tak trwać w nieskończoność. Czułam się tak na prawdę bezpieczna w tym momencie. Cristian jest wyjątkowym facetem, przy którym mogę czuć się... Kochana? To cudowne uczucie, wiedzieć że ma się kogoś obok, że można się do tego kogoś przytulić i trwać, tak po prostu... Leżeliśmy tak w ciszy, gdy nagle usłyszeliśmy huk drzwi, krzyk i plum! Spojrzeliśmy w stronę niewielkiego basenu, stojącego na środku ogrodu. Gwałtownie podniosłam głowę, ale po chwili pożałowałam tego. Jakichś dwóch gości, których imion nie pamiętam, skoczyli na bombę do wody, rozchlapując ją przy tym na wszystkie strony. Okazało się też, że na leżaku, tuż obok basenu, smacznie spali, przytuleni do siebie Domi i Marc. Gdy tylko poczuli mokrą i zimną wodę, zerwali się jak poparzeni, nie wiedząc co się wokół nich dzieje. Oboje z Cristianem cicho się zaśmialiśmy.

  Na obiedzie byliśmy już naszym hotelu. Przez całą drogę powrotną słuchaliśmy ciągle nawijających Mendozę i Bartrę, którzy mówili tylko o tym jakich to oni nie mieli planów co do naszego swatania. Z Cristianem tylko się z nich śmialiśmy. Są pomysłowi, szaleni i zdrowo stuknięci, ale zdążyłam ich pokochać jak prawdziwych przyjaciół.
  Popołudniu wyszliśmy do galerii handlowej. Chłopcy od razu objęli kierunek na sklepy sportowe, a my na te z odzieżą damską. Po godzinie spotkaliśmy się w kawiarence. Zamówiliśmy po kawie, a chłopcy opowiedzieli nam jak to jedna z kasjerek zaczęła piszczeć na ich widok. Później zdecydowaliśmy, że pójdziemy do kina. Marc i Cristian pozostawili nam pole do popisu i pozwolili wybrać film, gdy oni poszli zakupić popcorn i colę.
 Stałyśmy we dwie sporym ekranem z nazwami filmów i godzinami ich seansów. W tej samej chwili zauważyłyśmy ten sam tytuł i równo go wypowiedziałyśmy, po czym się zaśmiałyśmy. Okazało się, że Domi również jest wielką fanką tej serii filmów.
   - Chłopcy będą mieli niespodziankę. - powiedziała dumnie brunetka, odchodząc od kasy z czterema biletami w dłoni.
   - No, nasze drogie panie, co wybrałyście? - obok nas pojawili się Tello z Bartrą.
   - Pewnie jakieś nudne romansidło... - westchnął obrońca, a my się zaśmiałyśmy.
   - Chodźcie. - uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w stronę bramki, która kierowała nas do korytarza z salami kinowymi. Dopiero gdy usiedliśmy na swoich miejscach, pokazałyśmy im napis na biletach.
   - Szybcy i Wściekli 6? - zdziwił się Cristian.
   - Obie chcemy zobaczyć powrót Letty. - poruszyłam zabawnie brwiami.
   - E, no... Macie gust. - zaśmiał się Marc. - Ja w ogóle zapomniałem, że ta część ma teraz wyjść. - dodał.
   - Dobra, ciiii! - przerwała Domi, bo światła w sali zaczęły gasnąć, a na ekranie pokazał się obraz.

 Całą drogę powrotną żywo dyskutowaliśmy na temat filmu. O tym co nam się podobało w nim, a co nie. Jednakże jednogłośnie stwierdziliśmy, że cała ta seria zasługuje na jak najlepsze nagrody.
 Do hotelu weszliśmy tylko dlatego by zostawić nasze torby z zakupami.  Wieczór był ciepły i przyjemny, więc ruszyliśmy na plażę. Wybraliśmy miejsce, gdzie praktycznie nie było nikogo i czekaliśmy na zachód.
 Domi i Marc ścigali się przy brzegu, ciągle chlapiąc się wodą. Mieli przy tym niezły ubaw, tak jakby wrócili się wiele lat w tył. Razem z Cristianem wybraliśmy miejsce trochę dalej. Stał za mną i obejmował w pasie, z głową opartą o moje ramię. Wpatrywaliśmy się w rozpalone słońce, które po woli chowało się za horyzont. 
   - Rezerwacja hotelu kończy ci się wtedy co nam? - zapytał po chwili, a ja mruknęłam, potwierdzając to. - Co zrobisz? Wrócisz do Girony? 
   - Nie wiem... Do domu nie wrócę, więc musiałabym coś wynająć, a poza tym zapewne już mnie tam wszyscy znają przez ten przeklęty ślub. 
   - W takim razie jedź z nami do Barcelony. - szepnął mi wprost do ucha. - Z wielką chęcią przygarnę cię do siebie. - uśmiechnął się. Przyznam, że zaskoczył mnie i to bardzo. 
   - Chciałbyś tego? - zapytałam cicho. 
   - Chciałbym byś była blisko. - odparł, a ja poczułam jak dreszcze przeszywają moje ciało. Był spokojny, nawet się nie ruszył, to ja jakbym cała zdrętwiała. Po raz pierwszy słyszę, żeby komuś tak na mnie zależało. - Nie musisz teraz odpowiadać. - dodał, a ja skinęłam głową.
   - Ej, gołąbeczki! Co tak stoicie? - usłyszeliśmy śmiech Domi i po chwili poczuliśmy jak Marc chlapie nas zimną, morską wodą. To dopiero jakby mnie ożywiło. Zerwaliśmy się i z uśmiechem pobiegliśmy do przyjaciół. 

  Następnego dnia, tak jak zwykle postanowiliśmy iść w kierunku promenady i plaży. Ubrałam swoje jeansowe szorty, które wczoraj udało mi się kupić, oraz białą bluzkę, tą którą odkupił mi Cristian. Wydaje mi się, że będzie to moja ulubiona bluzka. Po pierwsze była ładna, po drugie - wygodna, po trzecie - od niego. 
 Wyszłam z pokoju, nakładając na nos okulary przeciwsłoneczne i zawieszając na ramieniu swoją torbę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku wind. Myślałam o tym, co powiedział wczoraj Cristian. Chciał bym była blisko. To było piękne. Też chcę by był blisko. Czuję się przy nim cudownie. Byłam sobą.
   - Aaaa! - podskoczyłam i pisnęłam, bo poczułam, że ktoś wbija mi palce pod żebra. Przestraszyłam się. Odwróciłam się cała i zobaczyłam roześmianego od ucha, do ucha Cristiana. 
   - Dzień dobry. - powiedział i objął mnie w pasie. 
   - Dzień dobry, ale czy ty chcesz żebym zeszła przez ciebie na zawał? - zaśmiałam się. 
   - Broń Boże! - zawołał poważnie, a ja się zaśmiałam. - Mogę się przywitać? - zapytał, a ja w tym momencie nie wiedziałam o co mu chodzi. 
   - A nie przywitałeś się już? - zdziwiłam się. 
   - Nie. - pokręcił głową i w tym momencie wbił się łapczywie w moje usta. 
   - Wariat! - pisnęłam, odwzajemniając pocałunek.

  Mocno ściskał moją dłoń, tak jakby bał się, że mu ucieknę. Nie zrobiłabym tego za żadne skarby. Nie wiem czy to jest jedyny, z którym spędzę resztę życia, bo nigdy to nie jest wiadome, ale... Jedno jest pewne, czuję się przy nim wyjątkowo. Cieszę się, że mogłam go poznać. To nic, że moja bluzka jest zniszczona przez drinka, to nic, że wtedy się na niego wydarłam, ale gdyby nie to... Nie wiem... Dobrze jest jak jest. 
  Szliśmy we czwórkę i śmialiśmy się z historii opowiadanych przez chłopaków, jakie to żarty robią sobie w szatni Barcelony. Właśnie Marc opowiadał jak to raz z Martinem Montoyą nasmarowali pastą szafkę Tello, gdy ten był pod prysznicem, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wyjęłam go z kieszeni torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Zaniepokoiłam się, bo to był zastrzeżony numer. Zwolniłam kroku i odebrałam. 
   - Halo?
   - Wiem gdzie jesteś. - usłyszałam i po chwili sygnał przerwanego połączenia. Zatrzymałam się. To był jego głos. To niemożliwe.
   - Cornelia, stało się coś? - podszedł do mnie Cris i położył dłoń na ramieniu, patrząc na mnie opiekuńczo. 
   - Nie. Nic. - odparłam cicho i ruszyłam za Dominicą i Bartrą. 
________________________________________
NIE CHCĘ THIAGO W BAYERNIE. TYLE!

czwartek, 4 lipca 2013

7. "Często myślę tak o tobie, o nas. Tak niedawno przecież nieznajoma."

  Otworzyłam oczy i rozciągnęłam się. Słoneczne promienie przyjemnie gładziły moją twarz, a lekki wiaterek, wpadający przez uchylone okno ocierał się o moje ciało. Piękny poranek. Z resztą jak każdy w tym miejscu. Aż chce się budzić i wstawać.
 Przyłożyłam opuszki palców do swoich warg. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Pocałował mnie! Cristian w dniu wczorajszym, najpierw mnie przeprosił, a później, wieczorem pocałował. Nie wiedziałam co mam wtedy myśleć. Niby jesteśmy tylko znajomymi z wakacji, przyjaźnimy się, lubię go, podoba mi się i ma cudowne oczy... Dlaczego ja tyle o nim myślę?!
  Potem? Gdy zaprzestał pieścić moje usta, początkowo nie mogłam złapać oddechu. Mój pierwszy pocałunek. Tak to jest kiedy żyje się pod kloszem, a raczej może pod pancerną kopułą ojca... Spojrzałam mu w oczy, w jego brązowe jak łupina orzecha tęczówki. Objął mnie ramieniem i w całkowitej ciszy, ruszyliśmy w stronę hotelu. Byliśmy już na korytarzu, przy drzwiach naszych pokoi, gdy szepnęłam 'dobranoc' i wyciągnęłam rękę do swojej klamki. Wtedy chwycił za moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Znów. Delikatnie i krótko musnął moje wargi, uśmiechnął się i szepnął wprost do mojego ucha - 'miłych snów'. Przygryzłam dolną wargę i lekko się uśmiechnęłam. Odwróciłam się i zacisnęłam mocno zęby by nie zacząć cieszyć się na głos jak głupia. Weszłam do pokoju, z wielkim uśmiechem ułożyłam się na łóżku i zasnęłam.
 Tylko jak to będzie dziś? Wczoraj to była tylko jego zachcianka, czy faktycznie coś... Nie wiem! Mam nadzieję, że się tego dowiem i to jak najszybciej.
 
  W pełni ubrana i ogarnięta, zeszłam na dół, do restauracji, na śniadanie. Czteroosobowy stolik pod oknem był już zajęty przez Dominicę, Marca i Cristiana. Usiadłam na wolnym miejscu, centralnie naprzeciw napastnika.
   - Cześć. - odezwałam się i zauważyłam lekki uśmiech na twarzy Tello.
   - No hej, jak się spało? - zapytała Domi, upijając łyk czarnej kawy.
   - A w porządku. Wyspałam się. - odparłam.
   - No to dobrze. - dodał Bartra. - Jakieś pomysły jak spędzić dzisiejszy dzień? Tylko błagam, nie plaża. Znudziła mi się już. - spojrzał błagalnym wzrokiem na Dominicę, wyprzedzając jej odpowiedź.
   - A co powiecie żeby podjechać do Palma de Mallorca? - zaproponował Cris.
   - Zrobić niespodziankę Andreu? - zamyśliła się Domi. - Czemu nie. W końcu dawno go nie widzieliśmy. - dodała.
   - Andreu? - zapytałam.
   - Fontas. Jest na wypożyczeniu w tutejszym klubie, ale tak naprawdę przynależy go Barcelony. - wyjaśnił obrońca.
   - Rozumiem. - odpowiedziałam i kiwnęłam głową.

 Popołudniu wypożyczyliśmy samochód i pojechaliśmy w odwiedzimy do ich kolegi. Chłopcy siedzieli z przodu, Cristian prowadził. Obaj mieli przeciwsłoneczne okulary na nosie. Wyglądali jak taka mafia. I właśnie przez całą drogę, siedząc z tyłu z Domi, miałyśmy z tego powodu ubaw.
 Na miejscu, zaparkowaliśmy pod dość wysokim budynkiem, w którym znajdowały się mieszkania. Podeszliśmy do wejścia do klatki. Marc znalazł odpowiedni przycisk na domofonie i go nacisnął. Po chwili usłyszeliśmy z głośnika męski głos.
   - Tak?
   - Pizza. - zawołał Bartra.
   - Ale ja żadnej pizzy nie zamawiałem. - odpowiedział zdziwiony.
   - Ty bucu! W tej Mallorce ci się we łbie poprzewracało. Nawet już głosu Bartry nie rozpoznajesz? - zaśmiał się głośno Cristian.
   - Kretyni! - zaśmiał się. - Wchodźcie. - dodał i odłożył słuchawkę. Usłyszeliśmy piszczący odgłos, a Domi szarpnęła za drzwi. Weszliśmy do środka i wyjechaliśmy windą na czwarte piętro. Gdy akurat pochodziliśmy do jednych drzwi, otworzyły się i w progu stanął wysoki blondyn, z szerokim uśmiechem. Oparł się o framugę frontowych drzwi i się nam przypatrywał.
   - Cześć stary! - pierwszy zawołał Marc i przywitał się z Fontasem, później padło na powitanie z Domi i z Cristianem.
   - A to nasza koleżanka Cornelia. - przedstawiła mnie Hiszpanka.
   - Miło mi cię poznać. Andreu Fontàs. - podał mi dłoń.
   - Mi również, Cornelia Velázquez. - uścisnęłam jego dłoń z uśmiechem.
   - Wchodźcie. - zrobił miejsce w przejściu i wpuścił nas do środka. - Jeżeli już jesteście, to wieczorem zabieram was na imprezkę do kumpla.
   - Imprezka? Jestem za. - Marc klasnął w dłonie.
   - A u kogo? - zainteresowała się Dominica.
   - U starszego dos Santosa. - odparł i wyjął z szafki pięć szklanek, do których po chwili wlał pomarańczowy sok.

  Tak jak zostało ustalone, wieczorem pojechaliśmy do domu kumpla Fontàsa. Jak się okazało, był to starszy brat Jonathana, zawodnika klubu, w którym grają Cristian z Marciem. Dom był praktycznie pełny, więc od razu wmieszaliśmy się w tłum. Piłam, tańczyłam, tańczyłam i piłam z ludźmi, których praktycznie nie znałam. Można by powiedzieć, że dzięki wyjazdowi na Mallorce - odżyłam. Wcześniej, kto by pomyślał, że Cornelia będzie się bawić na imprezie z ludźmi, których nie zna, że będzie szaleć i nie zważać, że zaraz musi wracać do domu, pomimo tego, że już dawno jest dorosła.
 W pewnym momencie, obok mnie przypałętał się kompletnie pijany Andreu. Objął mnie ramieniem i zaczął bełkotać pod nosem.
   - Cornelia, wieesz, że jeesteś baardzo łaadną dzieeewczyną?
   - Dzięki Andre, ale wiesz, że jesteś kompletnie pijany? - uśmiechnęłam się.
   - Nie no, może troszeczkę... Jaaak długo zostaaajesz na Baalerach? - ciągnął. Wtedy poczułam na swoim pasie czyjeś silne dłonie, które pociągnęły mnie do tyłu, a na moim ramieniu oparła się czyjaś broda.

~~~

  Siedział na kanapie, dopijając drinka. Rozejrzał się. Marc z Domi tańczyli na środku dużego pokoju, pomiędzy innymi parami. Niektórych tu znał, niektórych nie znał. Jednak w tym momencie zainteresowało go jedno. Gdzie jest ona? Zauważył ją. Stała w kącie pokoju, a po chwili dołączył do niej jego kumpel. Objął ją ramieniem i coś mówił. Widać było, że jest pijany. Nagle ogarnęło go takie dziwne uczucie. Zazdrość? Wstał i podszedł do nich, obejmując w pasie dziewczynę.
   - Hej, Fontàs ty sobie uważaj. - roześmiany, pogroził mu palcem.
   - E no, wybaaczciee... Nie wiedziałem, że wy raazem. - uniósł ręce w geście poddania się i odszedł z butelką piwa w ręce.
   - Zatańczymy? - zapytał uśmiechnięty. Skinęła głową i pozwoliła poprowadzić się młodemu piłkarzowi na parkiet. Z głośników poleciała powolna melodia. Oboje się zaśmiali. - Chciałem pogadać. - odezwał się, obejmując ja w psie.
   - Praktycznie to ja też. - przygryzła wargę. 
   - Wczoraj, po prostu chciałem to zrobić. I nie żałuję tego. Nie wiem jak ty, ale chciałbym spróbować. Chciałbym cię bardziej poznać. Odkryć twoje słabości, wady i zalety. - mówił po woli, starannie dobierając słowa, patrząc w jej oczy. 
   - Dopiero zerwałeś z dziewczyną i... - zaczęła niepewnie. 
   - Nie chcę żebyś czuła się jak w zastępstwie, bo tak nie jest. Odkąd cię poznałem, już prawie nie myślę o Llorenie. Tylko wtedy... Poirytowało mnie to po prostu. - przerwał jej. - Jesteś naprawdę śliczną dziewczyną, masz piękne oczy i uśmiech. Czuję się całkiem inaczej przy tobie, całkowicie mogę być sobą. - ciągnął, a ona spuściła wzrok. Zamyśliła się. - Corn, jeżeli nie ch... - mówił dalej, ale teraz to ona mu przerwała. 
   - Cristian, najlepiej już nic nie mów. - wspięła się delikatnie na palcach i musnęła jego usta. Zaskoczyła go jej odpowiedź, ale za razem zadowoliła. Uśmiechnął się i przytulił ją, namiętniej całując.
   - Patrz tam! - krzyknęła Dominica, uderzając w ramię swojego chłopaka, który akurat wypijał zawartość swojego plastikowego kubka. Biedny Bartra prawie co się nie zakrztusił. 
   - To Cristian z Nelią? - zapytał zdziwiony, patrząc w kierunku wyznaczonym przez Hiszpankę. 
   - No! Zobacz, nawet nie musieliśmy się wysilać żeby jakoś ich specjalnie do siebie zbliżyć! - mówiła uradowana. 
   - No i pięknie. - klasnął w dłonie młody obrońca. - Kochanie, w takim razie musimy to jakoś oblać. - poruszył zabawnie brwiami. Wziął do ręki dwa kieliszki z wódką i jeden podał brunetce. - To za nas i nową parę. - uśmiechnął się i oboje wypili trunek. Przytulił ją i wpił się w jej usta. - Chodź zatańczyć. - puścił do niej oczko i pociągnął za sobą na parkiet. 
_______________________________________
Nic dodać, nic ująć - achh, ochh i echh :)