poniedziałek, 26 sierpnia 2013

15. "Pokochałem Cię całym sercem i kocham do dziś."

   Od pamiętnych wakacji na Mallorce i przygód z Aaronem  minęły trzy lata, które uważam za najlepsze w swoim życiu, bo ciągle przy boku najwspanialszego faceta pod słońcem. Espinosa został skazany na bardzo, ale to bardzo długie lata za kratkami, bo udowodniono mu różnorakie przekręty. Jednak czegoś mi brakowało. Brakowało mi moich rodziców, bo bądź co bądź, żyją, a rodziców ma się jednych. Od Davida wiem, że ojciec ani razu o mnie nie wspomniał, ale za to matka, gdy ojciec nie słyszy, pyta o mnie. Pyta co u mnie słychać i jak układa mi się z moim piłkarzem. David jej opowiada i zachęca do tego, by się do mnie odezwała, ale ona boi się ojca. 
 Jednak teraz to ja jej potrzebuję. Mam do tego powód. Wypytałam potajemnie brata kiedy ojca nie ma w domu i zadzwoniłam. Gdy mama usłyszała, że dzwonię, nie wierzyła i popłakała się ze szczęścia. Obie chciałyśmy się spotkać, więc mama postanowiła, że przyjedzie do Barcelony pod pretekstem zakupów. I tak, więc było. Jakiś tydzień później przyjechała i umówiłyśmy się w jednej z kawiarenek, niedaleko Camp Nou, gdzie aktualnie Cristian miał trening. 
   - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! - usłyszałam, gdy tylko weszłam do kawiarni i odnalazłam stolik, gdzie była moja mama. Zajęła miejsce przy oknie, na widok na stadion. Gdy mnie zobaczyła, od razu w jej oczach pojawiły się łzy. 
   - Ja też. Stęskniłam się i to bardzo. - odparłam i obie usiadłyśmy na przeciwko siebie. Złożyłyśmy zamówienie u kelnera na dwie szarlotki z lodami, mama kawę, a ja sok. 
   - Kochanie, nawet nie wiesz jak się zmieniłaś. Wypiękniałaś i jeszcze bardziej wydoroślałaś. - mówiła. 
   - W końcu trochę czasu minęło. - uśmiechnęłam się lekko. 
   - Opowiadaj, jak tam ci się układa z Cristianem, tak? 
   - Jest wspaniale. Jest naprawdę cudownym facetem i nawet całkiem niedawno... - uniosłam prawą dłoń, gdzie na serdecznym palcu widniał pierścionek. - Oświadczył mi się. - dokończyłam. 
   - Gratuluję! - uśmiechnęła się szeroko. - Mam nadzieję, że będziecie ze sobą szczęśliwi. 
   - Mamo, już jesteśmy i... - przygryzłam dolną wargę. - Chciałam mieć przy sobie, bo sama zostanę matką. - dokończyłam i spojrzałam na nią. 
   - Cornelia, to wspaniale! - złapała za moją dłoń. - Ojciec też na pewno się ucieszy. 
   - Ojciec? 
   - Uwierz, pomimo tego, że pomija twój temat to też sam o tobie myśli. Jesteś jego córką. Raz gdy oglądał mecz Barcelony i zobaczył cię na trybunach to prawie podskoczył i wpatrywał się w ciebie. Z nim też się ułoży, zobaczysz. - uśmiechnęła się. - Lepiej powiedz jak Cristian zareagował na wieść, że zostanie ojcem? 
   - Nie zareagował, bo jeszcze nie wie. - uśmiechnęłam się lekko. Wtedy zobaczyłam, że Cristian razem z Marciem i kilkoma innymi kolegami przechodzą obok kawiarenki. Zauważył mnie i po chwili wszedł do środka. 
   - Cześć kochanie - pochylił się i pocałował mój policzek. 
   - Hej. Chciałabym was sobie oficjalnie przedstawić. - mruknęłam. - To moja mama, Jacinta, a to Cristian, mój narzeczony. - powiedziałam, a oni uścisnęli sobie dłoń.
   - Cieszę się, że mogę poznać faceta, który uszczęśliwia moją córkę. - powiedziała mama i we trójkę usiedliśmy. Nie wspominałyśmy ani o mojej ciąży, ani o ojcu. Po prostu mama chciała słuchać co u nas.
  Mamę pożegnaliśmy popołudniu i udaliśmy się do naszego mieszkania. Chciałam z nim na spokojnie usiąść i powiedzieć mu ważną informację. Usiedliśmy na balkonie i po prostu mu o tym powiedziałam, a on zaczął się cieszyć jak głupi. Nagle zaczął paplać o wszystkim na raz, o pokoiku, płci, imieniu, chrzestnych. 
   - Cristian przestań, to dopiero początek ciąży, więc mamy na to jeszcze bardzo długo czasu. - posadziłam go z powrotem obok siebie i mocno go przytuliłam.
   - No wiem - zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy. - Będzie dobrze. Będziemy najlepszymi rodzicami na świcie. 
____________________________________________
Tadaaaam! Tak jak obiecałam Natalii, której dedykowane jest  opowiadanie, epilog dodaję dziś. 
Tak, więc powtórzę! Natalio, tego bloga składam na Twoje ręce ♥

A tak żeby było sprawiedliwie, będę miała też coś dla moich dwóch pozostałych krejzolek - Anii i Nataleczki! ♥ Jako, że obie tak wielbią Marca... Prace nad opowiadaniem się zaczęły, więc za niedługo będzie można coś poczytać na:


wtorek, 20 sierpnia 2013

14. "Przytulić się ostatni raz, widząc Twoją twarz."

[miesiąc później]

  Staliśmy w budynku sądu przed salą. Razem z Cristianem, Marciem, Dominicą i moim adwokatem staliśmy po jednej stronie, a moi i rodzice Aarona z prawnikiem stali po drugiej. Co chwila tam zerkałam, ale ani mój ojciec ani matka nie spojrzeli na mnie nawet przez ułamek sekundy. Raniło mnie to trochę.
  Po chwili na początku korytarza pojawił się David, ubrany w ciemne jeansy i białą koszulę. Najpierw przywitał się z tamtą grupką, a później podszedł do nas.
   - Nie powinieneś zostać przy rodzicach? - zapytałam, gdy całował mnie w policzek.
   - Nie, a dlaczego? - zdziwił się. - Jestem po twojej stronie.
   - Nie boisz się, że...
   - Że ojciec mnie wydziedziczy czy coś? - uprzedził mnie. - Może nawet i teraz to zrobić. Nie zależy mi. - wzruszył ramionami. Nastała niezręczna cisza do momentu, gdy drzwi sali się otworzyły, a na korytarz wyszła sekretarka.
   - Proszę do środka pełnomocników w sprawie przeciw panu Aaronowi Espinosie. - powiedziała. Wszyscy myśleliśmy, że sprawa się rozpoczyna, a ona wezwała tylko prawników. Dziwne. Po jakimś czasie, pierwszy wyszedł adwokat strony przeciwnej, a po chwili nasz.
   - O co chodzi? - zapytał Cristian.
   - Tak, więc... - zaczął mężczyzna, zdejmując swoje okulary z nosa i wycierając je o czarny materiał swojej togi. - Podczas przewozu z zakładu więziennego, jakaś zorganizowana grupa napadła na wóz. Ogłuszyli strażników i porwali samochód razem z Espinosą. - powiedział prawnik, a ja poczułam jak nogi pode mną miękną nogi. Gdyby nie Cristian, który mnie obejmował, pewnie osunęłabym się na podłogę.
   - I jest na wolności? - wychrypiałam.
   - Na to wygląda. - odparł mężczyzna.Wszystkich nas wtedy ogarnął niepokój. Każdy z nas miał przestraszoną minę. I co teraz?

~~~

  Usłyszał brzęk stłuczonej szklanki i po chwili ciche przeklniecie. Zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł do kuchni, gdzie przebywała jego dziewczyna. Na podłodze leżały kawałki z rozbitej szklanki, a Cornelia stała przy zlewie z rozciętym palcem, po którym spływała woda, zmieszana z krwią. Płakała. Bez słowa sięgnął do górnej szafki po apteczkę. Posadził ją na krześle i przykucnął naprzeciw niej.
   - Może zapiec. - powiedział, polewając ranę wodą utlenioną. Cicho syknęła. - Co się dzieje? - zapytał, patrząc w jej oczy.
   - To wszystko mnie przerasta. Boję się. - łkała, gdy on osuszał ranę. - Nie mogę się na niczym skupić, bo mam wrażenie, że Aaron się pojawi, że może coś zrobić tobie albo naszym przyjaciołom.
   - Nic się nikomu nie stanie. Mieszkanie jest obserwowane przez policjantów, a ja gdy jadę na trening tez dostaję 'ogon'. - zakleił ranę plastrem i mocno ją przytulił. - Wszystko będzie dobrze, szybko go złapią.

 Praktycznie cudem zdołał namówić ją by przyszła na jego mecz. Nie miała być sama na trybunach, a z Dominicą, Jenny i państwem Tello, których już poznała, którzy ją od razu polubili.
 Traktował ją jako swój talizman i chciał by tam była. Stojąc w tunelu i czekając na wyjście, chciał jak najszybciej wyjść i zobaczyć ją uśmiechniętą na trybunach.
   - Będzie okay! - usłyszał głos Marca, który właśnie go mijał, by wyjść na zewnątrz i zająć miejsce na ławce rezerw. - Najwyżej się przed nią skompromitujesz. - wyszczerzył się na koniec i pobiegł dalej.
 W końcu wyszli i gdy stał w równym rzędzie, zauważył ją, wpatrzoną w jego osobę. Tak jak chciał, uśmiechała się do niego.
 Zaczęli grę. Dostawał piłki, starał się i w pierwszej połowie nawet zaliczył asystę, pomagając Pedro zdobyć bramkę. W drugiej połowie dostawał więcej szans, częściej bywał w polu karnym. W końcu zobaczył lecącą piłkę, podaną mu przez Iniestę. Odebrał ją po mistrzowsku i pobiegł praktycznie z nią na pustą bramkę. Kopnął ją, celując w prawy górny róg. Udało się! Zdobył bramkę! Piękną bramkę! Zaczął biec do narożnika i upadł na kolana, unosząc dłoń i formując z niej literkę 'C'. Zauważyła to i aż wstała. Zaczęła się mocno przytulać z Dominicą i Jenny. Była szczęśliwa.
 Chwilę później nadeszła pora na zmiany. Prowadzili 2:0, a wybiła już siedemdziesiąta piąta minuta. Arbiter przy bocznej linii wzniósł tablicę. Bartra za Pique. I znów, teraz miał wejść on, a szansę na grę dostał młody Deulofeu. Zbił z nim piątki i poszedł usiąść pomiędzy Montoyą i Busquetsem.
 Mecz zakończył się wynikiem 3:0, po ostatnim golu Leo Messiego.
Siedziały na trybunach i patrzyły jak piłkarze wracają do tunelu. 
Cornelia była dumna z 
Tello, za tą jego bramkę, dedykowaną specjalnie dla niej. 
W pewnym momencie podeszła do nich młoda policjantka, ubrana po cywilnemu, która miała za zadanie obserwowanie Cornelii. 
Kazała dziewczynom iść za sobą do damskiej toalety.
   - Tylko spokojnie, dziewczyny. Espinosa tutaj jest. - szepnęła, gdy były tam tylko we cztery. 
   - Co takiego?! - zawołała Corn, ale reszta od razu ją uspokoiła. 
   - Był tu przez cały czas? - zapytała spokojnie Jenny. 
   - Tak, on obserwował was, a my jego. Wszystko jest pod kontrolą. Posłuchajcie, zrobimy tak...
 Najpierw wyszły dwie, a później kolejne. Domi i policjantka były podobnej postury. Włosy też miały takiego samego koloru i podobnej długości. Miały zamienić się kurtkami i tak wyjść. Na pierwszy ogień ruszyły Jen i Domi, a po chwili dopiero z łazienki wyszły Cornelia i policjantka, ubrana w kurtkę Dominici. Skręciły w inny korytarz i po woli kierowały się ku podziemnemu parkingowi.

~~~

   - A jak poszedł za nimi? - szepnęłam lekko zdenerwowana. 
   - Po co miałby iść za siostrą twojego chłopaka i policjantką? - dziewczyna puściła do mnie oczko. 
   - Też prawda. - westchnęłam. Denerwowałam się na samą myśl, że mogę go tu spotkać. Odkąd dowiedziałam się o tym, że uciekł, stał się taką moją małą obsesją. Bałam się go i tyle. Szłyśmy po woli pustym korytarzem, zakręciłyśmy na schody, prowadzące na parking. Usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwi za nami. Obie się zatrzymałyśmy i odwróciłyśmy. Po chwili poczułam, że ktoś mnie łapie w pasie i zakrywa buzię ręką. Spojrzałam na Anę, policjantkę. Ją też ktoś unieruchomił, mężczyzna ubrany na czarno.
   - Miło cię znowu widzieć. - ktoś wyszeptał mi do ucha. Byłam pewna, to był Aaron. Zaczęłam się próbować wyrywać, ale na próżno. Co mnie dziwiło, Ana była spokojna. - Ej, to nie jest ta jej przyjaciółeczka. - zawołał nagle Espinosa, gdy na nią spojrzał.
   - Była z nią. - odpowiedział tamten. - Kto ty jesteś?! - zwrócił się do niej. 
   - Bo pewnie ci odpowie, kretynie! - warknął Aaron i wtedy rozpoczęła się pomiędzy nimi walka na słowa. Zauważyłam, że Ana patrzyła w coś, za mną, a po chwili usłyszałam jęk Espinosy i padł na ziemię jak długi, a policjantka wtedy odwinęła się i przywaliła drugiemu. Scena po prostu jak z jakiegoś Matrixa. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Cristiana i Marca. Bez zastanowienia uwiesiłam się na szyi pierwszego. 
   - No dobra, stwierdzam, że korki nie tylko nadają się do biegania i kopania piłki. - wypalił Bartra i spojrzałam na nich pytająco. - Twój książę załatwił tego dupka korkiem, tak! - dorzucił. 
   - Dostał w kark. - Cris wzruszył ramionami, a ja znów się do niego przytuliłam. 
   - Tam są! - usłyszeliśmy męski głos i nagle z korytarza, którym przyszliśmy wybiegło kilku policjantów, a za nimi Jen i Dominica. Od razu zajęli się tamtą dwójką, a dziewczyny mnie przytuliły. 
   - Już będzie dobrze. - uśmiechnęła się Domi. 
   - Wierzę w to - szepnęłam i spojrzałam na Cristiana, który ciągle ściskał moją dłoń. Już teraz ten gnojek po prostu nie może im uciec. Niech odpowiada za to co narobił. Musi być już dobrze, bo mam przyjaciół i przede wszystkim chłopaka, który zawsze będzie mnie chronił.
__________________________________
 Miśki, gumisie, smerfy, jak wolicie, ale to już ostatni rozdział! Przed nami tylko zostaje już tylko epilog! Trochę tu zamieszania i chyba nie wyszedł, tak jak chciałam żeby wyszedł, no ale już trudno... Powstał i jest :)
 A i jeszcze jedno! MÓJ BRODACZ SIĘ OGOLIŁ! ♥ ALE... KOTKU, CO TY MASZ NA SOBIE? o.O

środa, 14 sierpnia 2013

13. "Tylko ja i moja dziewczyna, moje życie tu się kończy i zaczyna."

Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam piękne, bezchmurne niebo i jasne promienie słońca. Obróciłam głowę i zobaczyłam jeszcze śpiącego Cristiana. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że przy nim odnalazłam swoje miejsce. Był inny niż wcześniej napotkani przeze mnie mężczyźni, których i tak było niewiele. Jedynie w szkole, ale i od nich separował mnie ojciec. Teraz już nie ma prawa mi rozkazywać. Chcę żyć swoim życiem. Kochać kogo chcę i kiedy chcę.  
  Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dotyk ciepłych ust Tello, który ucałował mój policzek.
   - Dzień dobry, kocham cię. - uśmiechnął się. 
   - Witam. - zrobiłam to samo. 
   - Dobrze mi tu z tobą. - mruknął obejmując mnie w pasie i bardziej się przysuwając. Ja mogłabym to powtarzać ciągle, od momentu gdy tylko stał mi się nie obojętny. Szczególnie w nocy, wcześniej, gdy męczyły mnie koszmary z Aaronem i dziś... Same rumieńce wskoczyły mi na policzki. Właśnie... Dziś nie śnił mi się Aaron. Mam nadzieję, że już nigdy mi się nie przyśni!
 Przejechałam opuszkami palców po jego ręce, po jego licznych tatuażach.
   - Też kiedyś chciałam mieć tatuaż. - powiedziałam. 
   - Tak? A jaki? 
   - Nie wiem. Żeby coś znaczył, żeby mi o czymś przypominał. - wzruszyłam ramionami. - Może kiedyś się zdecyduję. - dodałam. 

   Dochodziło południe, gdy wróciliśmy do hotelu. Odświeżyliśmy się i zdążyliśmy się spakować. Okazało się, że Marca i Domi nie było w pokoju, więc zadzwoniliśmy do nich. Okazało się, że są na dole nad basenem. Zeszliśmy do nich. Domi leżała na leżaku, a Marc zamawiał drinki. Cristian od razu podszedł do niego, a ja usiadłam na leżaku obok Hiszpanki. 
   - I jak tam wieczór? - zapytałam uśmiechnięta.
   - A cudownie. Najpierw poszliśmy na kolację do restauracji, później na romantyczny spacer wzdłuż plaży, a... Później wróciliśmy do hotelu i resztę szczegółów zostawię dla siebie. - opowiadała Domi. - A ty i Tello? Gdzie cie porwał. Mów mi tu szybko, bo Marc nie chciał puścić farby. - poruszyła brwiami. 
   - Cristian wynajął jacht i to na nim spędziliśmy całą noc. - odpowiedziałam. 
   - Ejjj, ja też tak chcę! - jęknęła. - I jak było? - znów poruszyła brwiami i się do mnie nachyliła.
   - Było miło. - powiedziałam tajemniczo. 
   - Ej, a szczegóły? - udała obrażoną. 
   - Ktoś tu przed chwilą chciał je zatrzymać dla siebie. 
   - Oj tam. - wyszczerzyła się. 
   - O czym, moje drogie, plotkujecie? - zapytał obrońca, podchodząc do nas ze swoim przyjacielem. Mieli w dłoniach słabe drinki, które nam podali. 
   - To chyba pewne, że o was, nie? - zaśmiała się Mendoza. 

 Z czym będzie kojarzyć mi się Mallorca? Na pewno z ucieczką, z bólem... Ale są tego i dobre strony. Będzie mi się też kojarzyć ze szczęściem, spokojem, miłością i przyjaźnią.
 Chciałabym tu jeszcze wrócić i powspominać, ale nie już teraz. Za rok, dwa... Nie wiem co wtedy może się stać. Mogę nadal być z Cristianem, równie dobrze, nasze drogi mogą się rozejść, czego bym nie chciała. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę go pokochałam, szczerze i bezinteresownie.
  Wylądowaliśmy na lotnisku El Prat w Barcelonie. Tam mieli na nas czekać brat Marca i siostra Cristiana. I tak było. Skierowałam się za przyjaciółmi, którzy dojrzeli w tłumie wysoką blondynkę i bruneta. 
   - Cześć braciszku! - zawołała dziewczyna i przytuliła młodszego brata. Po chwili spojrzała na mnie. - No nie wierzę! - zawołała, a wtedy wszyscy spojrzeliśmy na nią pytająco. - Mój brat ma ładną, a nawet bardzo ładną dziewczynę. - dziwiła się. 
   - Baaardzo zabawne. - Cristian przewrócił oczami. 
   - No co? Rację mam, prawda? - zwróciła się do braci Bartra i Dominici. 
   - Prawda, prawda. Llorenka jej do pięt nie dorasta. - powiedział pewnie Marc. 
   - I tu się z tobą zgadzam. - uśmiechnął się Tello i objął mnie w pasie. 
   - Jennifer. - dziewczyna podała mi rękę. 
   - Cornelia. - uśmiechnęłam się. 
   - A to mój bliźniak, Eric. - przedstawił go Marc. 
   - Miło mi. - zwróciłam się do niego. 
   - Ej, bo będzie do was Thiago dzwonił. - poinformowała Jenny, gdy wychodziliśmy z budynku lotniska. 
   - Thiago? Po co? - zdziwiła się Mendoza. 
   - Bo wpadliśmy dziś na siebie i mnie pytał kiedy wracacie. Ucieszył się, jak mu odpowiedziałam, że dziś, więc powiedział, że do was zadzwoni i zaprosi na imprezkę, bo w końcu wszyscy muszą poznać Cornelię, co nie? - puściła do mnie oczko. 
   - Bo moja ukochana siostrzyczka musiała już wszystkim o tym wypaplać? - westchnął Cris, wpakowując walizki do jednego z samochodów. 
   - Wyobraź sobie, że prasa tym razem była ode mnie szybsza. - odgryzła się, wykrzywiając się mu. 
   - No tak. Wielki romans córki polityka i piłkarza. Corn w końcu rogi przyprawiała wielkiemu Espinosie. - akcentował Marc, stojąc obok drugiego samochodu przez co oberwał od Domi z otwartej ręki po głowie. 
   - Przecież nic się nie stało. - zaśmiałam się. - Teraz mnie samą ta sytuacja śmieszy. - dodałam. 
   - No dobra, ale jemu nie zaszkodzi jak pare razy dostanie w ten głupiutki łebek. - zaśmiała się Dominica, a Bartra zrobił smutną minkę. 
 Wpakowaliśmy się do samochodów. Ja, Jenny i Cristian do jednego, a Domi, Marc i Eric do drugiego. Po jakichś, niespełna 20 minutach parkowaliśmy pod osiedlem apartamentowców. Jak się okazało, Marc z Domi mieszkają w bloku obok. Choć tyle. 
   - Nie wejdziesz? - Cristian zapytał swoją siostrę, gdy widział, że nie wychodzi ze swojego samochodu. 
   - Nie, dzięki. I tak już tam się wysiedziałam, niańcząc twojego psa. - zaśmiała się. - Poza tym... Trzeba sobie uwić gniazdko na nowo, nie? - puściła do nas oczko i odjechała. Wzięliśmy swoje bagaże i weszliśmy do budynku. Otworzył drzwi do swojego mieszkania i wpuścił mnie pierwszą. 
   - Rozgość się i czuj jak u siebie w domu. - powiedział od razu. Weszłam do sporego mieszkania z ogromnym tarasem. Wszystko było urządzone nowocześnie i naprawdę gustownie. 
   - Podoba mi się. - powiedziałam. 
   - Bardzo się cieszę. - uśmiechnął się, a wtedy pomiędzy naszymi nogami pojawił się niewielki, brązowy pies. - Pepo, smyku! Stęskniłem się. - przykucnął obok niego i zaczął go drapać za uchem. Również przykucnęłam. - Pepo, poznaj Cornelię, naszą nową współlokatorkę. - uśmiechnął się do mnie, a zwierzę jakby zrozumiało i odwrócił się do mnie. Spojrzał i obrócił głowę. Podszedł bliżej i obwąchał. Obszedł mnie dookoła i wrócił na swoje posłanie. - Polubił cię. 
   - Jasne. - prychnęłam. 
   - Serio. Na Marca ciągle szczeka, więc wiem nawet kiedy jest pod domem. On go wyczuwa. - śmiał się. 
   - No chyba, że tak. - podniosłam się. Wtedy rozległ się dźwięk, dzwoniącego telefonu piłkarza. 
   - Oho, pewnie Thiago. - puścił do mnie oczko. 

   Okazało się, że David dziwacznym trafem był w Barcelonie, więc Cristian zaproponował mu żeby poszedł z nami na imprezę. Gospodarz nie miał nic przeciwko.
  Cristian zapukał do drzwi, a po krótkiej chwili w progu pojawił się niewysoki chłopak z ciemniejszą karnacją. 
   - Wchodźcie. - uśmiechnął się. 
   - Thiago, to jest właśnie Cornelia, a to jej brat David. - przedstawił nas Tello. 
   - Miło mi poznać. - uścisnął moją dłoń. - Zapraszam dalej. - wskazał ręką na duży pokój. Tam też się skierowaliśmy. Tam poznałam Julię, dziewczynę Thiago, Rafinhę, jego młodszego brata, Carlotę, siostrę jakiegoś ich kolegi z drużyny i Sergiego, jej chłopaka, dalej Gerarda Deulofeu, Jonathana dos Santosa, Martina Montoyę i jego dziewczynę Maite, Marca Muniesę i Carlesa Planasa. Resztę już znałam, czyli Jenny, Erica, Marca i Dominicę.
  Bawiłam się dobrze. Stwierdzam, że to wspaniałe towarzystwo. Z każdym mogłam normalnie porozmawiać czy się napić. 
   - Ej, a tak właściwie, to ile jest pomiędzy wami różnicy? - tuż za mną i Davidem wyrosły postacie Rafy i Geriego. Obaj już nieźle napruci. 
   - Dwadzieścia minut. - zaśmiałam się. 
   - Serio? - zdziwił się Alcantara. 
   - Jak to? - zamyślił się Deulo. 
   - Są bliźniakami, kretyni! - Cristian wybuchnął śmiechem.
   - Tak jak Marc i Eric! - zauważył inteligentnie Rafael i wskazał na braci. Po chwili podpełzł do Thiago i uwiesił mu się na ramieniu. - Ej, dlaczego my tak właściwie to nie jesteśmy bliźniakami? Wspaniale byśmy się dobrali. - zapytał, ciągle się na niego patrząc. 
   - Ponieważ ciebie rodzice postanowili spłodzić później, z resztą nic z tego dobrego nie wyszło. - przewrócił oczami starszy. - Ty i Gerard już pasujecie. Za dużo już wypiliście. Na balkon! Już! - wskazał palcem, a ci jak dwa potulne baranki, chwiejnym nieco krokiem, ruszyli do wyjścia na zewnątrz. - Albo nie! Jeszcze powypadają! - wrzasnął w pewnym momencie i pobiegł za nimi.
   - I jak? - usłyszałam za sobą głos Cristiana, który szeptał mi do ucha. 
   - Jest fajnie. - uśmiechnęłam się. 
   - Cieszę się. - odpowiedział i ucałował czubek mojej głowy.
   - Ty weź ją tam porządnie pocałuj, a nie! - rozległ się głośny krzyk Deulofeu, który zaglądał do środka przez duże okno. Znów wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. 
___________________________________
JA PO PROSTU MUSIAŁAM UMIEŚCIĆ TAM TEGO MOJEGO BRAZYLIJCZYKA (A NAWET DWÓCH), MUSIAŁAM! ♥
Jak widać, rozdział sielankowy, ale tak miało być, bo to już końcówka. 
Thiago i Cristian powołani do reprezentacji *.* Dziś towarzyski meczyk z Ekwadorem, punkt 22.00 na transmisjach!
Do następnego! ;**

czwartek, 8 sierpnia 2013

12. "Widziałem Twoje oczy, gdy płakałaś w nocy. Przyrzekałaś mi, że to tylko szczęścia łzy."

  Gdy zatrzymaliśmy się pod hotelem, przebudziłam się. Wysiadłam z samochodu i zostałam od razu zmiażdżona w uścisku, najpierw Domi, później Marca którzy czekali pod budynkiem.
   - Wszystko dobrze? Jesteś cała?! - panikowała Dominica.
   - Tak, w porządku. - lekko się uśmiechnęłam. - Wracajcie do pokoi. - powiedziałam gdy wyszliśmy z windy na swoim piętrze.
   - Na pewno? - martwił się David.
   - Odprowadzę ją do samego łóżka. - powiedział pewnie Cristian i mocniej mnie do siebie przytulił.
   - No dobrze... - mruknęła Mendoza.
   - Corn? - zaczął Marc, a ja spojrzałam na niego. - Dobrze, że jesteś. Wszyscy tu odchodziliśmy od zmysłów. Szczególnie ten pajac. - wskazał na swojego przyjaciela. Spojrzałam na niego. Jakby się zmieszał?
   - Chodźmy. - mruknął Tello.
   - Dobranoc. - szepnęłam i ruszyliśmy korytarzem.
Gdy weszliśmy do mojego pokoju, Cristian pomógł mi się położyć.
   - Dobranoc. - ucałował mnie w czoło. Już miał odejść kiedy złapałam go za rękę, zdziwiony na mnie spojrzał.
   - Proszę, zostań. - szepnęłam. Ułożył się obok mnie i mocno przytulił. - Bałam się. - powiedziałam, czując jak znów łzy napływają mi do oczu.
   - Ciiii, już będzie dobrze. - powiedział, gładząc mnie po włosach.
   - On... Ja nie chciałam... - dukałam, cała się trzęsąc. - Gdyby nie policja... Zgwałciłby mnie. - płakałam.
   - Jak tylko go spotkam... - poczułam jak ścisnął mocno pięści. - Nie pozwolę by cokolwiek ci się stało. Jesteś już bezpieczna. - mówił i mocno mnie przytulił. Potrzebowałam go. Potrzebowałam go jak cholera! Był mi pomocą i wsparciem. Dobrze, że go mam przy sobie.

   - Jedź, poradzę sobie! Nie pozwolę byś przeze mnie opuszczał końcówkę sesji. - krzyczałam na brata. I tak już opuścił przez to, że zostałam uprowadzona przez Aarona. Jemu ten kierunek spasował, więc niech się uczy, a ja i tak za cztery dni wrócę.
   - Na pewno?! - staliśmy na środku lotniska i przekrzykiwaliśmy się. Rozległ się w głośniku kobiecy głos wywołujący pasażerów do lotu. - Opiekuj się nią i uważaj za skarb. - pogroził palcem Cristianowi, który stał obok mnie.
   - Nie martw się. Nic się już jej nie stanie. Obiecuję. - zapewniał piłkarz.
   - No ja myślę. - uśmiechnął się i mnie przytulił, uścisnął dłoń z Tello i pobiegł w stronę odpraw.
   - Obiecałeś. - uśmiechnęłam się.
   - Obiecałem szczerze. - odparł i objął mnie w pasie.
   - Stoimy na środku korytarza. Zaraz znów gazety będą huczeć, że mamy wielki romans. - uśmiechnęłam się zalotnie.
   - Pieprzyć to. Jeżeli chcą się podniecać moim szczęściem, niech to robią. A co, to nie romans? - poruszył brwiami.
   - No tak, ale... - nie dokończyłam, bo wpił się w moje wargi, aż odebrał mi oddech. Tęskniłam za tym. Pocałunki Espinosy były odrzucające, a Cristian? To było coś innego. Czy to była prawdziwa miłość?
   - Chodźmy. - uśmiechnął się i pociągnął mnie do wyjścia.

  Chciałam jak najlepiej spędzić te ostatnie dni swoich wakacji. Dzięki moim nowym przyjaciołom po woli zapominałam o tym co się wydarzyło. Miałam Dominicę, Marca i przede wszystkim Cristiana, którzy nie pozwalali mi nawet o tym myśleć, w dzień... O tym co się działo w nocy wiedział tylko Cristian. Dlatego prosiłam go by ze mną zostawał. Miałam koszmary. W ciemnościach widziałam twarz Aarona. Ten jego wredny i głupkowaty uśmiech. Budziłam się z krzykiem. Wtedy był przy mnie mój anioł stróż. Przytulał i pocieszał. Nie pokazywałam tego, że to nadal mnie męczy. Udawałam, że jest wszystko w jak najlepszym porządku. Chciałam żeby tak było. Moim marzeniem jest to by już nigdy go nie zobaczyć. Jednak policjanci już nas poinformowali, że przeciwko Aaronowi Espinosie będą wszczęte postępowania karne i rozprawy. Czyli zobaczę go jeszcze w sądzie...
  To był już ostatni dzień na Mallorce. Jutro mieliśmy się spakować i wsiąść w popołudniowy samolot do Barcelony. Coraz bardziej myślę nad tym by tam zostać i przystać na propozycję Cristiana. Szczerze? Nie wyobrażam sobie teraz mojego życia bez niego.
   - Co oni kombinują? - zapytała Domi gdy leżałyśmy w południe na plaży. Bartra i Tello siedzieli nieopodal i jakby coś zawzięcie planowali, dyskutowali o czymś. Z resztą... Zachowują się tak od wczoraj... Znikają gdzieś, rozmawiają...
   - Nie mam zielonego pojęcia... - spojrzałam w ich stronę. - O, idą tu. - dorzuciłam, gdy wstali z miejsca i podążyli w naszym kierunku.
   - Dzieeewczyny! - klasnął w ręce Cris i usiadł na piasku naprzeciw nas. - Mamy nadzieję, że nie macie nic zaplanowane na dzisiejszy wieczór. - uśmiechnął się.
   - Nie, ale to ostatni, więc można by coś wymyślić. - odparła Domi.
   - Spokojnie, już wszystko jest wymyślone. Porywamy was. - wyszczerzył się obrońca.
   - Ooo, coś wyczuwam podwójną randkę. - zaśmiała się Mendoza.
   - I tu nie trafiłaś kochanie. - powiedział zadowolony Bartra.
   - Porywamy was, ale na dwie pojedyncze. - dokończył napastnik.
   - O nic się nie martwcie, no chyba że o to w co się ubrać. - dodał roześmiany Marc. - Chodźcie do wody! - zaproponował i pociągnął Dominicę w stronę morza. Cristian wstał i wyciągnął rękę w moją stronę. Pomógł mi wstać i razem pobiegliśmy za parą.

  Dochodziła ósma, czyli umówiony czas, a ja nadal stałam w samym puchowym szlafroku w garderobie i nie wiedziałam co na siebie ubrać, co wziąć. Co najważniejsze, byle było wygodnie i elegancko. Nie wiem co Tello sobie wymyślił! Wzięłam swój telefon do ręki i wystukałam SMS-a do Cristiana: "Jesteś okropny. Robisz tajemnice z tego miejsca, a ja nie wiem w co się ubrać." Odpisał bym wzięła strój kąpielowy i ubrała się przede wszystkim wygodnie. Taak, dużo mi podpowiedział!
 Zamiast bielizny, którą spakowałam do torby, ubrałam na siebie swój kolorowy, dwuczęściowy strój, na to szorty i białą bluzkę. Tak, TĄ białą bluzkę. Wrzuciłam jeszcze kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby i nałożyłam okulary przeciwsłoneczne na głowę. Usiadłam na krawędzi łóżka i nałożyłam płaskie sandałki.
  Nie minęło może pięć minut, kiedy usłyszałam pukanie do pokojowych drzwi. Wzięłam torbę i podeszłam, otwierając je. W progu zobaczyłam Cristiana, uśmiechniętego od ucha do ucha, ubranego w jasny T-shirt i jeansowe rybaczki.
   - Mogę cię już porwać na romantyczny wieczór? - uśmiechnął się słodko.
   - Romantyczny? Brzmi zachęcająco. - zaśmiałam się. On wtedy nadstawił ramię. Zamknęłam za sobą drzwi i je chwyciłam. Tak wyszliśmy przed hotel.
   - Chwileczka. - przystanął i wyjął z kieszeni spodni żółtą opaskę.
   - A to co? - zdziwiłam się.
   - To stworzy nastrój niespodzianki. - uśmiechnął się i zawiązał mi ją na oczach. Upewnił się, że nic nie widzę, złapał mnie za rękę i prowadził. Zdałam się na niego!
 Prowadził mnie przez chwilę, aż w końcu kazał przystanąć. Poczułam, że odszedł kawałek.
   - Teraz możesz zdjąć opaskę. - powiedział, a ja tak zrobiłam. Zobaczyłam przed sobą zatokę i postój łodzi i jachtów. Bliżej... Przede mną stał przycumowany, biały jacht, a na nim stał Cristian. - Zapraszam. - ukłonił się i pomógł mi wejść.

  Wypłynęliśmy na morze. Jak się okazało, Cristian był jak prawdziwy wilk morski! "Ty kochana jeszcze dużo o mnie nie wiesz" - tak to skomentował. Zjedliśmy kolację. To była długa kolacja. Uśmiechy, ukradkowe spojrzenia... W końcu Tello ułożył głowę na moich kolanach. Zaczęło się karmienie nawzajem winogronem. Później ścigaliśmy się dookoła burty. 
  Było już naprawdę późno. Cristian porozumiewał się z bazą przez radio, a ja stałam przy dziobie jachtu opatulona w jego ciepłą bluzę. Przymknęłam powieki i napajałam się chwilą, a moje policzki ocierał przyjemny wietrzyk. Poczułam dotyk dłoni na swojej talii. Odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Cristiana.
   - O czym tak myślisz? - zapytał po chwili. 
   - O wszystkim. O powrocie. 
   - Myślałaś o tym co ci proponowałem? 
   - O Barcelonie? - zapytałam, a on skinął głową. - Myślałam. Jeżeli to nadal aktualne, to tak. Chcę z tobą zamieszkać. - uśmiechnęłam się lekko. 
   - Nawet nie wiesz jak się cieszę. - delikatnie musnął wargami skrawek mojej szyi. Zaśmiałam się, a on jak na złość zaczął mnie łaskotać. Uniósł moje ramiona i położył swoje ręce na moim brzuchu. Otworzyłam oczy i się zaśmiałam. 
   - Ten film nigdy do mnie nie przemawiał, ale to odczucie jest nie do opisania.
   - Więc zostaniesz moją Rose? - zaśmiał się. 
   - A tym moim Jackiem? - uśmiechnęłam się zalotnie, a on wpił się w moje usta. 
   - Chciałbym być dla ciebie wszystkim. - szepnął.
   - Już jesteś. - spojrzałam w jego cudowne, duże brązowe tęczówki. Wspięłam się na palcach i delikatnie musnęłam jego usta. - Po raz pierwszy powiem to mężczyźnie. Kocham cię Cristian. - powiedziałam niepewnie, a on zaczął cieszyć się jak idiota. Mocno mnie objął i pocałował, jak nigdy, tak namiętnie. Ogarnęła mnie fala gorąca. Poczułam przejechał dłonią po moim kręgosłupie. Wstrzymałam oddech na chwilę. Zaczęliśmy oboje wirować po przodzie jachtu. Moje ręce wkradły się pod jego koszulkę. Dotknęłam jego gorącej i miękkiej skóry. Nie zorientowałam się kiedy leżałam na rozścielonym kocu, na którym siedzieliśmy przy kolacji. Delikatnie pieścił ustami moją szyję i okolice obojczyka. Jego dłonie wślizgnęły się pod bluzkę i wędrowały coraz wyżej, odkrywając moje ciało. 
   - Cristian. - szepnęłam, łapiąc za jego dłoń i spoglądając mu w oczy. - Ja... - zmieszałam się. 
   - Wiem. - uśmiechnął się, odgarniając mój kosmyk włosów za ucho. - Powiedz tylko słowo... - zaczął, a ja zamknęłam mu usta pocałunkiem. 
   - Przy tobie jestem pewna wszystkiego. - odpowiedziałam. 
_____________________________________
Przed nami jeszcze dwa rozdziały i epilog! 
I zapraszam was jeszcze na swój nowy blog, opowiadanie pisane wspólnie z Moniiką! 
Gorące słońce, plaża, drinki, Ibiza... PRZYSTOJNE CIASTECZKA! 
Mamy już tam prolog i pierwszy rozdział - zapraszamy na SI PROCHE!

piątek, 2 sierpnia 2013

11. "Teraz wiesz czemu tak się boję, Kiedy znów nie ma mnie przy Tobie"

     Siedzieli już tak od dwóch dni. Dzień i noc. Nie chcieli nic jeść, tylko poili się wodą mineralną i kawą z maszyny, stojącej na posterunkowym korytarzu. Marc i Dominica również siedzieli tu, ale na noc wracali do hotelu. Prosili, krzyczeli by Cristian z Davidem też wrócili się w końcu przespać, ale na darmo. Czekali na jakieś wieści o Cornelii. Mieli wrażenie, że policjanci nic nie robią, że stoją w miejscu.
  Wieczór. David siedział na plastikowym krześle, ale Tello dreptał w kółko pod jednym z biur. Nagle wyskoczył z niego jeden z aspirantów i pobiegł po policjanta prowadzącego sprawę zaginionej. Wpadli do biura, a za nimi Tello i Velázquez.
   - Wiecie już coś? - krzyknął zniecierpliwiony piłkarz.
   - Okazało się, że samochód tego wspólnika miał nadajnik GPS, który przypiął mu detektyw wynajęty przez jego żonę, ale to mało ważne. Namierzyliśmy go. - wytłumaczył komisarz.
   - Dopiero teraz?! - zdenerwował się David.
   - To jest miejsce na pustkowiu. To było trudne. - bronił się policjant.
   - Na co czekamy? Jedziemy tam! - pośpieszał Cristian.
   - Musimy jeszcze coś sprawdzić, a poza tym jest już ciemno i będzie trudno zrobić cokolwiek. Wyjdźmy. - wyprosił ich i sam z aspirantem udali się do drugiego pomieszczenia, wcześniej spisując adres starych magazynów.
  Obaj nie chcieli dać za wygraną. W biurze nie było nikogo, więc Cristian bezgłośnie wślizgnął się do pokoju i spisał adres. Szybko wybiegł, ciągnąc za sobą brata swojej dziewczyny.
   - Musimy tam pojechać. Oni nic nie zrobią! - powidział Dav, gdy wyszli już z posterunku. Cristian o niczym innym nie myślał jak o tym, żeby ją znów zobaczyć, przytulić. Nie było pewności, że ona tam jest, ale w to wierzył. Chciał ją już mieć przy sobie, całą i bezpieczną. Wtedy pożałował, że nie zabrał ze sobą samochodu. Został w domu, w Barcelonie. Musieli biec i coś wypożyczyć.
   - A ci dwaj gdzie się podziali? - zdziwił się komisarz, wychodząc na korytarz. Zaskoczyło go, że nie zobaczył dwóch mężczyzn koczujących tu od dwóch dni. Natomiast zauważył uchylone drzwi do małego biura, a był pewny, że je zamykał. Wszedł, a na ekranie komputera ciągle widniał adres starych magazynów za miastem. Wtedy za nim pojawił się drugi policjant. - Zbieraj ludzi, ci dwaj kretyni tam pojechali! - krzyknął i sam wybiegł jakby wystrzelony z procy.

   - Jedziemy tam, a nawet nie wiemy czego się spodziewać. - westchnął David, wpatrując się w kartkę, na której pracownik wypożyczalni naszkicował im prowizoryczną mapę dojazdu do opuszczonych magazynów. 
   - Jeżeli faktycznie jej tam nie ma będziemy szukać dalej. Nie odpuszczę. - mruknął Cristian. 
   - Zależy ci na mojej siostrze? - zapytał nagle, a tamten spojrzał na niego i wolno skinął głową. 
   - Jeszcze chyba nigdy nie zależało mi na nikim jak na niej, pomimo tego, że długo jej nie znam. - powiedział, patrząc na drogę przed nim. 
   - To dobrze. Zasługuje na szczęście. Nic do ciebie nie mam, ale wiedz, że jeżeli będzie przez ciebie cierpieć...
   - Wiem. - przerwał mu. - Znajdziesz mnie i coś zrobisz. Wolę nie myśleć co. Sam niedawno tak mówiłem do chłopaka swojej siostry. - tłumaczył. 
   - Typowy tekst braci, co nie? - zaśmiał się Velázquez. 
   - Racja... - odparł młody piłkarz. Rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu Davida. Wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. 
   - To komisarz. - powiedział, przenosząc wzrok na towarzysza. - Na pewno jest wkurzony jeżeli domyślił się gdzie jedziemy. 
   -  Nie odbieraj. 
  Dojechali na miejsce. Faktycznie, tak jak ostrzegał facet w wypożyczalni samochodów, to pustkowie, łąki zarośnięte wysoką trawą, a po środku pola stoją potężne i poniszczone magazyny. I teraz gdzie ich znaleźć? To będzie jak szukanie igły w stogu siana, chociaż... Stali niedaleko jednego z wejść do magazynu, kiedy zza budynku zobaczyli jasną smugę z latarki. Zdążyli schować się za mur. 
   - To nie Aaron. To musiał być ten jego wspólnik. - szepnął David, gdy tamten wszedł do budynku. 
   - Teraz musimy coś wymyślić, by wejść tam niezauważeni. - odezwał się Tello. Nagle usłyszeli szelest. Równo się odwrócili i zobaczyli jakieś cienie, niknące za murami. Po chwili oboje zostali odciągnięci do tyłu, nie wiedząc co się dzieje. 

~~~

  Znów zapadł zmrok. Nie mam pojęcia która jest godzina. Po woli tracę rachubę w tym ile tu już jestem. Widzę tylko obdarte ściany, szary mur oraz Aarona i czasem tego jego przydupasa, który jest na jego posyłki. Sprawdź, jedź, przywieź. Mam już dość Espinosy. Przychodzi i gnębi. Mówi o tym jaka ja jestem piękna, ale niestety muszę cierpieć. Ciągle wspomina o Davidzie i Cristianie. To rani. Chciałabym mieć tu ich przy sobie.
   - Skarbie, stęskniłaś się? - znów usłyszałam jego głos. Wszedł do pomieszczenia i przykucnął obok. - Mam dziś dla ciebie niespodziankę, którą mam nadzieję, że sobie popamiętasz. - mruknął zadowolony z siebie. 
   - Czego chcesz? - warknęłam. 
   - Ciebie. - w jego oczach pojawił się pewien żar. Zaczął się niebezpiecznie przybliżać. Wargami dotknął mojej szyi i kierował się w okolice obojczyka. Nadal miałam związane ręce i nogi. Byłam bezsilna. Przymknęłam oczy. Poczułam jego rękę pod bluzką. 
   - Proszę, nie... - pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach. 
   - No skarbie, co prawda ślub był, ale nie dokończony, ale nocy się nie doczekałem. - zaśmiał się, a ja zaczęłam się kręcić. Udało mi się lekko go uderzyć dłońmi, ale ten tylko popchnął mnie na ziemię i zawisnął nade mną i zaczął całować. Co teraz?! Ja nie chcę by tak to wyglądało! To... Gwałt jako pierwszy raz? Największy koszmar dla dziewczyny. Próbowałam się jeszcze jakoś bronić i wierzgałam nogami, ale ten jeszcze mocniej mnie unieruchomił. Rozdarł moją koszulkę i zaczął wodzić językiem po moim brzuchu. Krzyczałam. Błagałam o pomoc. Płakałam. 
   - Policja! Na ziemię, na ziemię! - rozległ się głośny, męski krzyk. Aaron sturlał się ze mnie. Antyterroryści go okrążyli i skuli. Udało mi się podnieść i cała we łzach oparłam się o zimną ścianę. 
   - Cornelia! - do środka, jak burza wpadli Cristian i David, a za nimi inni policjanci. W tym czasie jeden z antyterrorystów rozerwał nożem sznury na moich rękach i nogach. Pierwszy dobiegł Cristian, upadł obok mnie i mocno przytulił. - Dobrze, że jesteś. - szepnął do ucha, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam. Nawet nie wiem dlaczego. Już miało być dobrze! Znaleźli mnie! Jestem cała. Po chwili przytulał mnie już brat i gładził po włosach. Cristian podniósł się i zdjął swoją koszulkę, po czym nałożył na mnie. Wcześniej byłam w samym staniku. Gdyby nie ten dupek... 
   - Nic ci nie zrobił? - zapytał David. 
   - Nie zdążył. - odpowiedziałam cicho przez łzy. - Chodźmy już stąd. - poprosiłam. Cristian przykucnął i powiedział żebym złapała go za szyję. Podniósł mnie i wyniósł na zewnątrz. Ciepło jego ciała emitowało i działało na mnie jak lek. Czułam się w końcu bezpieczna. Przed budynkiem stała karetka, a funkcjonariusze od razu mnie przejęli. Robili mi jakieś badania, sprawdzali tętno i pytali czy mnie coś nie boli. Przed karetką ciągle stał Cristian i mój brat. 
   - Wam panowie to należy się porządny opieprz! - tuż za nimi pojawił się jakiś policjant. - Wcześniej trzeba coś takiego konsultować z nami! 
   - Chłopaki, co wyście zrobili? - przestraszyłam się. 
   - Nic, prócz tego, że pierwsi tu pognali. Ciesz się dziewczyno, że masz takich obrońców. - puścił do mnie oczko. - Panowie, dajcie mu coś. Jest chłodno. - wskazał na półnagiego Tello. No tak, ja na sobie mam jego T-shirt. Dlatego nie mogłam się na niego napatrzeć. Stęskniłam się, ale widok jego torsu i mięśni przyprawiłby dziewczynę o białą gorączkę. Jakiś funkcjonariusz podał mu ciemną bluzę, którą na siebie włożył. 
   - No nic młoda damo. - zaczął lekarz. - Jesteś zdrowa, więc możesz wracać z przyjaciółmi. - uśmiechnął się. - Uważajcie na nią. - zwrócił się do Davida i Cristiana. Z ambulansu wysiadłam o własnych siłach, ale złapałam się o ramię mojego chłopaka. To... Brzmi cudownie. Wsiedliśmy do samochodu. Wtuliłam się w ramię Tello, który usiadł ze mną z tyłu. Przymknęłam oczy. Byłam wykończona.
_______________________________________
No to lecimy oglądać Puchar Gampera!
I się powtórzę - Ney, oddawaj jedenastkę ;cc

czwartek, 25 lipca 2013

10. "Przyszedł, szukając jej... Już nigdy nie wróciła i nie wiedział jej nikt."

  Wyszła obrażona i nie wracała. Siedział cicho. To David, Marc i Domi ciągle o czymś rozmawiali. Postanowił pójść do Cornelii, bo na pewno wróciła do swojego pokoju. Chyba nawet nie zorientowali się, że wyszedł.
  Pod jej drzwiami coś mu nie pasowało. Były uchylone. Dziwne.
   - Corn? - odezwał się i niepewnie zajrzał do środka. Było pusto. Firanka falowała na wietrze przez uchylone drzwi na balkon. Wszedł z myślą, że właśnie tam jest. Przed samym oknem jednak się zatrzymał. Na ziemi leżał jej roztrzaskany telefon. Przykucnął i podniósł kawałeczki. Odłożył je na komodę. Nie było jej na balkonie. W łazience i garderobie też jej nie było. - Cornelia? - zawołał. Dla pewności jeszcze raz zaglądnął do łazienki, garderoby i na taras. Z tropu całkowicie wybił go ten rozbity telefon. Co tu do jasnej cholery się stało?! Wypadł jak oparzony z jej pokoju i pognał z powrotem do Domi i Marca.
   - Co jest? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył. - zaśmiał się Bartra, gdy tylko zobaczył w progu Cristiana z przestraszoną miną.
   - Nigdzie nie ma Cornelii, a w pokoju, na ziemi leżał jej roztrzaskany telefon, a co najciekawsze drzwi były uchylone. - powiedział na jednym oddechu.
   - Co?! - David szeroko otworzył oczy. - Jak to jej nigdzie nie ma?
   - Chłopaki, nie panikujcie. Ja z Marciem pójdę zobaczyć nad basen, a wy idźcie zapytać o nią w recepcji. - Dominica pokręciła głową i wstała ze swojego miejsca. - Idziemy. - zawołała.
  Wyszli tak jak postanowili. Cristian czuł pewien niepokój. Miał nadzieję, że niepotrzebnie.
   - Przepraszam panią. Mamy pewne pytanie. - zaczął David, gdy przystanęli przy ladzie recepcji.
   - Tak, słucham. - uśmiechnęła się młoda szatynka. 
   - Widziała pani może, żeby wychodziła taka niewysoka szatynka, ubrana w ciemne jeansy i białą bluzkę z podobizną Merlin Monroe? - pytał Velázquez.
   - No tak, wychodziła z mężczyzną.
   - Z mężczyzną? - Cristian szeroko otworzył oczy.  
   - Jak wyglądał? - David zachowywał spokój. 
   - Wysoki, dość przystojny, elegancki brunet. - wymieniała.
   - O cholera... - mruknął bliźniak. - Dawno?
   - Jakieś pięć minut temu. Stało się coś? - zdziwiła się recepcjonistka, a Cristian wbił wzrok w swojego towarzysza. Nie miał pojęcia o co może chodzić Davidowi i kim był ten facet z Cornelią?!
   - Nie... Dziękujemy. - mruknął w jej stronę. - Tello, chodź. - zawołał i wybiegł z hotelu. 
   - David, kto to był? - zapytał zdezorientowany piłkarz, widząc jak chłopak rozgląda się na wszystkie strony. 
   - Aaron, facet, za którego miała wyjść. Nie wiem czego on od niej jeszcze chce... - mówił roztrzepany. - Tam są policjanci, chodź. - pociągnął go za sobą. 

 W części hotelu zawrzało jak w ulu.  Funkcjonariuszka rozmawiała z Dominicą, Marciem i recepcjonistką, a David i Cris siedzieli w kantorku ochroniarza i wraz policjantem przeglądali nagrania z kamer. W pewnym momencie, mężczyzna zawołał i kazał pracownikowi cofnąć nagranie oraz przybliżyć. David z Cristianem przybliżyli się do ekranu tak jak policjant. Ręka Espinosy, zasłonięta długim rękawem kurtki jakby ją popychała. Ochroniarz zaczął miarowo przybliżać tą scenę.
   - To jest pistolet. Groził jej. - huknął komisarz.
   - Czyli nie wyszła stąd dobrowolnie. - mruknął ochroniarz. W tym momencie pozostali dwaj zbladli i spojrzeli na siebie przestraszeni.

~~~

   Nigdy się tak nie czułam. Nie mogłam się ruszyć. Miałam związane ręce i nogi. Nie miałam sił nawet otworzyć oczu. Wiem, że w miejscu, w którym przebywałam było wilgotno i coś śmierdziało. Słyszałam jakąś rozmowę dwóch mężczyzn. Nie rozumiałam ich słów. Zmusiłam się podniesienia swoich powiek. Po woli... Pomalutku... Najpierw obraz wydawał się zamazany, ale stopniowo się wyostrzał. Na ścianie przede mną widziałam dwa cienie. Co ja tutaj robię?! Gdzie jestem?! Zaraz..  Aaron... Był w hotelu, wyciągnął broń i mi groził, że mam z nim wyjść. Bez żadnych wyskoków, bo inaczej, nie skrzywdzi mnie, ale mojego brata lub Cristiana. W tym momencie to dwie najważniejsze dla mnie osoby... Nie mogłam ich narazić.
  Wyprowadził mnie z budynku i wpakował na tylne siedzenie jakiegoś samochodu. Tam siedział już jakiś napakowany knypek. Przyłożył mi do ust jakiś skrawek szmaty i... Ciemność. Nic więcej nie pamiętam.
  Rozeszli się. Jeden z cieni zmierzał w kierunku pomieszczenia, w którym siedziałam. Wstrzymałam oddech. Bałam się. Po chwili w polu mojego widzenia pojawił się sam Aaron. 
   - O, obudziłaś się już. - wyszczerzył się i pomógł mi podnieść się do postawy siedzącej. 
   - Czego chcesz? - wychrypiałam i zmierzyłam go wzrokiem. 
   - Nie złość się skarbie. - przejechał dłonią po moim policzku, który automatycznie odwróciłam. - Ajajaj. - mruknął i uniósł mój podbródek, a w tym momencie splunęłam mu w twarz. Wkurzył się. A czego mogłam się spodziewać? Mocno chwycił mnie ramiona i potrząsnął mną. - Czego chcę? Chcę żebyś teraz ty pocierpiała! 
   - Teraz ja? O co ci chodzi? - zmrużyłam powieki. 
   - Gdy uciekłaś, nie było innego tematu. Syn Espiniosy zostawiony przed ołtarzem, stałem się pośmiewiskiem, moja kariera polityczna od razu się posypała. - krzyczał. - Do tego policja się mną zainteresowała. - wycedził przez zęby. 
   - A masz coś do ukrycia? - prychnęłam. 
   - A wiesz? Mam. Podniósł się z zadowoloną miną. Mam trochę znajomości i interesów. - zaśmiał się. - Nie interesuj się. Kobiet to nie powinno interesować. To nie rzeczy dla takich istot. Bezbronnych i słodkich. - poruszył brwiami. Znów przykucnął i złapał mnie mocno za podbródek. Skrzywiłam się. Przybliżał się z chytrym uśmieszkiem. Chciałam się jakoś odsunąć, ale mnie przyblokował. 
   - Będę krzyczeć. - powiedziałam drżącym głosem. 
   - Krzycz. W promieniu kilku kilometrów nie ma tu żywej duszy. Wystraszysz tylko niczemu winne zwierzątka. - zaśmiał się i wbił w moje usta. Momentalnie poczułam obrzydzenie. To nie było odczucie, które ostatnio sprawiało, że miękły mi nogi. To nie były delikatne i słodkie usta piłkarza. Poczułam jak po jednym policzku zaczyna spływać mi łza. Oderwał się ode mnie i zadowolony wstał. Spojrzał jeszcze na mnie i wyszedł, zostawiając mnie samą. Zapadał zmrok. Było coraz ciemniej. Chłodniej. Ułożyłam się na cienkim kocu, na którym początkowo leżałam i skuliłam się w kulkę. Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w takiej sytuacji, ale kto wyobraża? Nie chcę tu być. Nie chcę widzieć Aarona. Co on sobie ubzdurał? Chcę z powrotem do hotelu, do brata, do Cristiana, do przyjaciół. Czułam tylko drżenie swojej szczęki. Kolejne łzy napływały do moich powiek. Zaczęłam się cała trząść i łkać. I co teraz?
_______________________________
No i mamy kolejny rozdział! Do końca tego opowiadania i całkiem niedużo! 
A teraz pozwólcie, że się trochę rozczulę ;cc


czwartek, 18 lipca 2013

9. "Jak wstrzymać oddech, kiedy okręt tonie?"

     Od tego momentu chodziła rozkojarzona. Czasem odpływała i reszta musiała sprowadzać ją z powrotem na ziemię. O czym myślała? Myślała o tym telefonie. Wie gdzie jest... Prędzej czy później to było do przewidzenia, ale... I po co mu to? Nie zrozumiał raz, że to nie ta bajka? O co mu tak właściwie chodzi?
 Nie pomogło jej nawet to, że David znów postanowił zrobić jej niespodziankę i przyjechał na Mallorce. Tym razem jednak chciał zabawić dłużej niż jeden dzień. Gdy nastał wieczór, Cornelia pierwsza udała się do swojego pokoju, ówcześnie żegnając się z nimi.
   - O co może chodzić? - pierwszy głos zabrał Marc. 
   - Nie mam zielonego pojęcia. - mruknął David. - Może coś się dziś stało? 
   - Nie no, chyba nie... - odparła niepewnie Dominica. 
   - Zaraz... Ktoś do niej dzwonił. Odebrała, ale długo to nie trwało. Praktycznie nie rozmawiali. - zauważył Cristian. 
   - No doba. - Velázquez podniósł się z miejsca. - Jako starszy brat, muszę do niej iść i z nią porozmawiać. Dobranoc. - ścisnął dłonie Tello i Bartry, a odchodząc zmierzwił ciemną czuprynę ich towarzyszki, na co się skrzywiła, a chłopcy zaśmiali. Brunet zamiast do swojego wynajętego pokoju, stanął przed drzwiami pomieszczenia, gdzie mieszkała jego bliźniaczka. Zapukał. 
   - Proszę. - usłyszał. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Nelia leżała już w łóżku, okryta kocem, przy świetle nocnej lampki. Uśmiechnął się do niej i usiadł na skraju łóżka. 
   - Możemy pogadać? - zapytał, a ona przytaknęła. - Może na początek... Co jest między tobą, a Tello? - poruszył znacząco brwiami. 
   - A co ma być? - speszyła się. 
   - No nie wiem... - wzruszył ramionami. - Niektórzy to chemią nazywają. - zaśmiał się, a ona cisnęła w niego poduszką. 
   - On jest inny, wiesz? Czuję się przy nim bezpiecznie i tak... Wolno. - westchnęła. 
   - To dobrze, bo wiesz, jakby cię skrzywdził to... - syknął przez zęby i przejechał palcem po szyi. - To byłoby źle. - wyszczerzył się, a tamta przewróciła oczami. 
   - Oj nie przesadzaj. - spojrzała na niego błagalnie. - Jest mi tu dobrze, w tym miejscu i w takim towarzystwie. Naprawdę się do nich przywiązałam i uważam ich za przyjaciół. 
   - Szczególnie Cristiana? - drążył. 
   - Tak Davidzie, szczególnie Cristiana. - zaśmiała się. Ucieszyła go ta odpowiedź, ponieważ z całego serca chciał by jego siostra była szczęśliwa, a z Tello było to możliwe. Polubił go i zaufał. Mógłby mu powierzyć swoją siostrę. Poza tym, fajnie razem wyglądają. 
   - Jest jeszcze coś... - zaczął niepewnie. - Czemu chodziłaś dziś taka rozkojarzona? O czym tak myślałaś? 
   - Braciszku, to na prawdę nie jest ważne. - zdobyła się na lekki uśmiech, choć wcale nie chciała się teraz uśmiechać. 
   - Jak na moje oko, to chyba jest. - ciągnął. 
   - Nie masz się o co martwić. - dodała. 
   - Czyli mi nie powiesz? 
   - Nie ma co. 
   - I tak ci nie wierzę. - zaśmiał się i rozłożył wygodnie w nogach łóżka. - Tak, więc słucham. 
   - Nic się nie stało. - stawała przy swoim. 
   - Jakbym cię nie znał, to może i bym uwierzył, a tak to wybacz. - rozłożył ramiona, a ona wypuściła powietrze z ust. Wiedziała, że z bratem nie wygra. Prędzej czy później i tak wyciągnąłby to z niej. 
   - Dostałam dziwny telefon. - odrzekła. - Głos powiedział, że wie gdzie jestem. 
   - Rozpoznałaś go? - zainteresował się,  a ona skinęła głową. 

~~~

  Pozwoliłam sobie dłużej pospać, między innymi dlatego, że do późna siedziałam z Davidem. Wstałam i pomaszerowałam do łazienki. Wzięłam prysznic i przebrałam się w coś wygodnego. Wzięłam telefon do kieszeni i otwarłam drzwi. Za nimi stał Cristian, który właśnie miał zamiar zapukać. Zabawnie to wyglądało. 
   - Musimy iść. - oznajmił, a ja spojrzałam na niego pytająco. Wyszłam z pokoju, zamknęłam drzwi i schowałam kartę magnetyczną do kieszeni spodni. Splótł delikatnie nasze palce u jednej ręki i pociągnął wzdłuż korytarza. 
   - Gdzie idziemy? - zapytałam. 
   - Na śniadanie do Dominici i Marca. David już tam jest. Poza śniadaniem, mamy tam sztab kryzysowy. - oznajmił, a ja od razu pomyślałam o tym wczorajszym telefonie. 
Skręciliśmy w prostopadły korytarz i przeszliśmy kilka kroków. Bez pukania weszliśmy do pokoju przyjaciół. Tak jak powiedział Cris, był tam też mój brat. Jakby nigdy nic zjedliśmy śniadanie, które znajdowało się już na miejscu, a dopiero później podstawili mi pod nos poranną gazetę, a tam na pierwszej stronie ogromny napis 'Zguba odnaleziona'. Poniżej widniało moje zdjęcie na leżaku, a obok mniejsze moje i Cristiana. Był podpis, że znaleziono mnie na Mallorce w towarzystwie mojego długotrwałego kochanka, do którego uciekłam, że lansuje się boku młodego piłkarza z Barcelony i że ciągle zdradzałam z nim Aarona. Wpatrywałam się w to wszystko z niedowierzaniem.
   - To dlatego zamówiliśmy tu śniadanie. - odezwała się Hiszpanka. 
   - I będziemy tak tu teraz siedzieć? - zapytałam. 
   - Na razie tak. To może mieć związek z tym telefonem, Corn. - zabrał głos David. 
   - Zawsze możemy już jutro się spakować i wrócić. - dorzucił Cristian, który przez cały ten czas mocno ściskał moją dłoń. Czułam się pewniej, wiedząc, że mam go obok siebie. 
   - To wszystko to jakiś cyrk. - jęknęłam i oparłam głowę o ramię Tello, który zaczął gładzić moje włosy.

  Nie ma to jak cały dzień przesiedzieć w hotelowym pokoju, jakby ukrywając się przed całym światem. Oglądaliśmy filmy, graliśmy w scrabble, później w kalambury, aż w końcu zamówiliśmy dwie butelki wina. Gdy opróżniliśmy pierwszą, Marc wpadł na pomysł zagrania w 'butelkę', tylko i wyłącznie na prawdę. Na początku pokręciliśmy nosami, ale w końcu przystanęliśmy na propozycję obrońcy, a ten ucieszył się jak małe dziecko. Usiedliśmy na podłodze w prowizorycznym okręgu. Marc jako pomysłodawca zaczął pierwszy. Kilka rundek, jakieś błahe pytanka. 
  Cristian właśnie wycelował na swojego przyjaciela, który aż się zerwał, czekając jakie pytanie wymyśli dla niego '37'. 
   - Tak, a no więc... Marc, może się przyznasz co najpierw pomyślałeś, gdy poznałeś Domi. - wyszczerzył się Cris, a tamten zmierzył go wzrokiem. - Sam chciałeś grać na prawdę. - dodał. 
   - Giń w piekle! - syknął do niego. 
   - Jakie gin? Ja z chęcią się dowiem co nieco na ten temat. - wtrąciła Mendoza, bacznie obserwując swojego chłopaka. 
   - A co ma myśleć facet o kobiecie, która wylała na niego szejka, plamiąc przy tym ulubiony T-shirt, a później przez nią jeszcze wpada w ogromną kałużę z błotem? - jęknął. 
   - Tak się poznaliście? - spojrzałam na nich. 
   - Yhym, Marc wyglądał wtedy jak ostatnia ofiara losu, ale był słodki. - pocałowała go w policzek. - Ale to nie zmienia faktu, że nadal nie wiem co o mnie wtedy myślałeś. - od razu spoważniała. 
   - Może jednak nie będę o tym mówić? - skrzywił się z nadzieją. 
   - Nie ma wymigiwania się! - roześmiał się David. 
   - No właśnie, słucham. - drążyła Domi. 
   - Ehhh... Pomyślałem, że mam wtedy przed sobą jakąś chorą psychicznie idiotkę! - mruknął ciszej. - Zadowoleni?! 
   - Bardzo, bardzo. - brechtał Cristian, a Domi zmierzyła go wzrokiem. 
   - Chora psychicznie idiotka? - uniosła jedną brew do góry. - Żeby nie przerywać gry, później sobie o tym porozmawiamy. - dorzuciła. - Kręć. - pośpieszyła go. Zakręcił i... Szyjka wskazała centralnie na mnie. 
   - Kurczę, jakie pytanie ja mam ci zadać? - zamyślił się. - Może... 
   - Szybciej. - poganiała go Domi.
   - Nie poganiaj mnie, skarbie. Ja myślę. 
   - No właśnie Domi, on myśli, więc mu nie przeszkadzaj! Takie coś może zdarzyć się nieprędko. - śmiał się Tello i przybił piątkę z Davidem, a Marc mu się tylko wykrzywił. 
   - Dobra, mam. No więc, Cornelio... Dziewica czy masz to już za sobą? - wyszczerzył się zadowolony z siebie, mnie trochę wcięło, a Domi od razu trzasła go w czubek głowy. 
   - Ciekawe pytanie. - David się poprawił. - Chociaż myślę, że znam odpowiedź mojej siostry. 
   - No chyba, że Cristian już coś zdziałał. - palnęła '15'. - Mają pokoje centralnie naprzeciw siebie, a ja im pod kołdrę nie zaglądam. - uniósł w ręce. Wtedy Cristian spojrzał na mnie, ja na niego i później oboje na tamtą trójkę, których wciągnął temat mojego dziewictwa. 
   - Ja tu jestem. - mruknęłam. 
   - No właśnie, to jak z odpowiedzią? - zapytał Bartra. 
   - Jesteście dziecinni, wiecie? - wstałam i po prostu wyszłam. Takie pytania nie powinny padać. To jest tylko i wyłącznie moja sprawa. 
   - Dziewica. - mruknął pod nosem Marc, po czym mocniej oberwał od Dominici. 
  Skierowałam się do pokoju. Weszłam do niego, zamykając drzwi za sobą i od razu stanęłam przy oknie. Ciężko westchnęłam i pokręciłam głową. 
 Nagle poczułam, jak jedna ręka zasłania moją twarz, a druga ląduje na talii.
   - Witaj skarbie. - usłyszałam ten sam cichy i niski ton, skierowany wprost do mojego ucha. Zastygłam. Jak on się tu znalazł? Co teraz?! 
____________________________________
Trzy razy NIE - DZIĘKUJEMY! 
Moja reakcja? Łzy, wnerw, wnerw, łzy, wnerw i wnerw! ;c

czwartek, 11 lipca 2013

8. "Tylko my we dwoje, nawet kiedy świat płonie"

  Obudziłam się pod wpływem przyjemnego odczucia, a mianowicie delikatnego ocierania się o moją szyję czubka nosa. Towarzyszył temu też minus, który był skutkiem imprezy - ból głowy. Uśmiechnęłam się pod nosem i cicho zamruczałam. To było przyjemne! Zaśmiał się. Leżeliśmy jakby w pół kokonie. Pamiętam tylko jak przez mgłę, jak położyliśmy się z Cristianem razem na wiszącym hamaku. Zasnęliśmy od razu. Odwróciłam się przodem do chłopaka.
   - Dzień dobry. - szepnęłam z lekkim uśmiechem.
   - Dzień dobry. Jak się spało? - zapytał.
   - Jeżeli mam w to wliczyć pobudkę, to uznam że wyśmienicie, ale... - zmarszczyłam czoło i schowałam twarz w jego ramię. - Moja głowa... - jęknęłam.
   - Boli? - zaśmiał się, a ja skinęłam głową.
   - Po raz pierwszy w życiu, tak na prawdę się upiłam. - powiedziałam.
   - Ja też pamiętam swojego pierwszego kaca. Myślałem, że umieram. - zaśmiał się. - Mój dzisiejszy ból głowy,  w odróżnieniu od tamtego to pestka.
   - W takim razie się ciesz. - mruknęłam i mocniej wtuliłam się w jego ramię. Uśmiechnął się i ucałował mnie w czubek głowy. Później już tylko czułam jak palcami przejeżdża przez koszulkę po moich plecach, w tą i z powrotem wzdłuż mojego kręgosłupa. Mogłabym tak trwać w nieskończoność. Czułam się tak na prawdę bezpieczna w tym momencie. Cristian jest wyjątkowym facetem, przy którym mogę czuć się... Kochana? To cudowne uczucie, wiedzieć że ma się kogoś obok, że można się do tego kogoś przytulić i trwać, tak po prostu... Leżeliśmy tak w ciszy, gdy nagle usłyszeliśmy huk drzwi, krzyk i plum! Spojrzeliśmy w stronę niewielkiego basenu, stojącego na środku ogrodu. Gwałtownie podniosłam głowę, ale po chwili pożałowałam tego. Jakichś dwóch gości, których imion nie pamiętam, skoczyli na bombę do wody, rozchlapując ją przy tym na wszystkie strony. Okazało się też, że na leżaku, tuż obok basenu, smacznie spali, przytuleni do siebie Domi i Marc. Gdy tylko poczuli mokrą i zimną wodę, zerwali się jak poparzeni, nie wiedząc co się wokół nich dzieje. Oboje z Cristianem cicho się zaśmialiśmy.

  Na obiedzie byliśmy już naszym hotelu. Przez całą drogę powrotną słuchaliśmy ciągle nawijających Mendozę i Bartrę, którzy mówili tylko o tym jakich to oni nie mieli planów co do naszego swatania. Z Cristianem tylko się z nich śmialiśmy. Są pomysłowi, szaleni i zdrowo stuknięci, ale zdążyłam ich pokochać jak prawdziwych przyjaciół.
  Popołudniu wyszliśmy do galerii handlowej. Chłopcy od razu objęli kierunek na sklepy sportowe, a my na te z odzieżą damską. Po godzinie spotkaliśmy się w kawiarence. Zamówiliśmy po kawie, a chłopcy opowiedzieli nam jak to jedna z kasjerek zaczęła piszczeć na ich widok. Później zdecydowaliśmy, że pójdziemy do kina. Marc i Cristian pozostawili nam pole do popisu i pozwolili wybrać film, gdy oni poszli zakupić popcorn i colę.
 Stałyśmy we dwie sporym ekranem z nazwami filmów i godzinami ich seansów. W tej samej chwili zauważyłyśmy ten sam tytuł i równo go wypowiedziałyśmy, po czym się zaśmiałyśmy. Okazało się, że Domi również jest wielką fanką tej serii filmów.
   - Chłopcy będą mieli niespodziankę. - powiedziała dumnie brunetka, odchodząc od kasy z czterema biletami w dłoni.
   - No, nasze drogie panie, co wybrałyście? - obok nas pojawili się Tello z Bartrą.
   - Pewnie jakieś nudne romansidło... - westchnął obrońca, a my się zaśmiałyśmy.
   - Chodźcie. - uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w stronę bramki, która kierowała nas do korytarza z salami kinowymi. Dopiero gdy usiedliśmy na swoich miejscach, pokazałyśmy im napis na biletach.
   - Szybcy i Wściekli 6? - zdziwił się Cristian.
   - Obie chcemy zobaczyć powrót Letty. - poruszyłam zabawnie brwiami.
   - E, no... Macie gust. - zaśmiał się Marc. - Ja w ogóle zapomniałem, że ta część ma teraz wyjść. - dodał.
   - Dobra, ciiii! - przerwała Domi, bo światła w sali zaczęły gasnąć, a na ekranie pokazał się obraz.

 Całą drogę powrotną żywo dyskutowaliśmy na temat filmu. O tym co nam się podobało w nim, a co nie. Jednakże jednogłośnie stwierdziliśmy, że cała ta seria zasługuje na jak najlepsze nagrody.
 Do hotelu weszliśmy tylko dlatego by zostawić nasze torby z zakupami.  Wieczór był ciepły i przyjemny, więc ruszyliśmy na plażę. Wybraliśmy miejsce, gdzie praktycznie nie było nikogo i czekaliśmy na zachód.
 Domi i Marc ścigali się przy brzegu, ciągle chlapiąc się wodą. Mieli przy tym niezły ubaw, tak jakby wrócili się wiele lat w tył. Razem z Cristianem wybraliśmy miejsce trochę dalej. Stał za mną i obejmował w pasie, z głową opartą o moje ramię. Wpatrywaliśmy się w rozpalone słońce, które po woli chowało się za horyzont. 
   - Rezerwacja hotelu kończy ci się wtedy co nam? - zapytał po chwili, a ja mruknęłam, potwierdzając to. - Co zrobisz? Wrócisz do Girony? 
   - Nie wiem... Do domu nie wrócę, więc musiałabym coś wynająć, a poza tym zapewne już mnie tam wszyscy znają przez ten przeklęty ślub. 
   - W takim razie jedź z nami do Barcelony. - szepnął mi wprost do ucha. - Z wielką chęcią przygarnę cię do siebie. - uśmiechnął się. Przyznam, że zaskoczył mnie i to bardzo. 
   - Chciałbyś tego? - zapytałam cicho. 
   - Chciałbym byś była blisko. - odparł, a ja poczułam jak dreszcze przeszywają moje ciało. Był spokojny, nawet się nie ruszył, to ja jakbym cała zdrętwiała. Po raz pierwszy słyszę, żeby komuś tak na mnie zależało. - Nie musisz teraz odpowiadać. - dodał, a ja skinęłam głową.
   - Ej, gołąbeczki! Co tak stoicie? - usłyszeliśmy śmiech Domi i po chwili poczuliśmy jak Marc chlapie nas zimną, morską wodą. To dopiero jakby mnie ożywiło. Zerwaliśmy się i z uśmiechem pobiegliśmy do przyjaciół. 

  Następnego dnia, tak jak zwykle postanowiliśmy iść w kierunku promenady i plaży. Ubrałam swoje jeansowe szorty, które wczoraj udało mi się kupić, oraz białą bluzkę, tą którą odkupił mi Cristian. Wydaje mi się, że będzie to moja ulubiona bluzka. Po pierwsze była ładna, po drugie - wygodna, po trzecie - od niego. 
 Wyszłam z pokoju, nakładając na nos okulary przeciwsłoneczne i zawieszając na ramieniu swoją torbę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku wind. Myślałam o tym, co powiedział wczoraj Cristian. Chciał bym była blisko. To było piękne. Też chcę by był blisko. Czuję się przy nim cudownie. Byłam sobą.
   - Aaaa! - podskoczyłam i pisnęłam, bo poczułam, że ktoś wbija mi palce pod żebra. Przestraszyłam się. Odwróciłam się cała i zobaczyłam roześmianego od ucha, do ucha Cristiana. 
   - Dzień dobry. - powiedział i objął mnie w pasie. 
   - Dzień dobry, ale czy ty chcesz żebym zeszła przez ciebie na zawał? - zaśmiałam się. 
   - Broń Boże! - zawołał poważnie, a ja się zaśmiałam. - Mogę się przywitać? - zapytał, a ja w tym momencie nie wiedziałam o co mu chodzi. 
   - A nie przywitałeś się już? - zdziwiłam się. 
   - Nie. - pokręcił głową i w tym momencie wbił się łapczywie w moje usta. 
   - Wariat! - pisnęłam, odwzajemniając pocałunek.

  Mocno ściskał moją dłoń, tak jakby bał się, że mu ucieknę. Nie zrobiłabym tego za żadne skarby. Nie wiem czy to jest jedyny, z którym spędzę resztę życia, bo nigdy to nie jest wiadome, ale... Jedno jest pewne, czuję się przy nim wyjątkowo. Cieszę się, że mogłam go poznać. To nic, że moja bluzka jest zniszczona przez drinka, to nic, że wtedy się na niego wydarłam, ale gdyby nie to... Nie wiem... Dobrze jest jak jest. 
  Szliśmy we czwórkę i śmialiśmy się z historii opowiadanych przez chłopaków, jakie to żarty robią sobie w szatni Barcelony. Właśnie Marc opowiadał jak to raz z Martinem Montoyą nasmarowali pastą szafkę Tello, gdy ten był pod prysznicem, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wyjęłam go z kieszeni torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Zaniepokoiłam się, bo to był zastrzeżony numer. Zwolniłam kroku i odebrałam. 
   - Halo?
   - Wiem gdzie jesteś. - usłyszałam i po chwili sygnał przerwanego połączenia. Zatrzymałam się. To był jego głos. To niemożliwe.
   - Cornelia, stało się coś? - podszedł do mnie Cris i położył dłoń na ramieniu, patrząc na mnie opiekuńczo. 
   - Nie. Nic. - odparłam cicho i ruszyłam za Dominicą i Bartrą. 
________________________________________
NIE CHCĘ THIAGO W BAYERNIE. TYLE!

czwartek, 4 lipca 2013

7. "Często myślę tak o tobie, o nas. Tak niedawno przecież nieznajoma."

  Otworzyłam oczy i rozciągnęłam się. Słoneczne promienie przyjemnie gładziły moją twarz, a lekki wiaterek, wpadający przez uchylone okno ocierał się o moje ciało. Piękny poranek. Z resztą jak każdy w tym miejscu. Aż chce się budzić i wstawać.
 Przyłożyłam opuszki palców do swoich warg. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Pocałował mnie! Cristian w dniu wczorajszym, najpierw mnie przeprosił, a później, wieczorem pocałował. Nie wiedziałam co mam wtedy myśleć. Niby jesteśmy tylko znajomymi z wakacji, przyjaźnimy się, lubię go, podoba mi się i ma cudowne oczy... Dlaczego ja tyle o nim myślę?!
  Potem? Gdy zaprzestał pieścić moje usta, początkowo nie mogłam złapać oddechu. Mój pierwszy pocałunek. Tak to jest kiedy żyje się pod kloszem, a raczej może pod pancerną kopułą ojca... Spojrzałam mu w oczy, w jego brązowe jak łupina orzecha tęczówki. Objął mnie ramieniem i w całkowitej ciszy, ruszyliśmy w stronę hotelu. Byliśmy już na korytarzu, przy drzwiach naszych pokoi, gdy szepnęłam 'dobranoc' i wyciągnęłam rękę do swojej klamki. Wtedy chwycił za moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Znów. Delikatnie i krótko musnął moje wargi, uśmiechnął się i szepnął wprost do mojego ucha - 'miłych snów'. Przygryzłam dolną wargę i lekko się uśmiechnęłam. Odwróciłam się i zacisnęłam mocno zęby by nie zacząć cieszyć się na głos jak głupia. Weszłam do pokoju, z wielkim uśmiechem ułożyłam się na łóżku i zasnęłam.
 Tylko jak to będzie dziś? Wczoraj to była tylko jego zachcianka, czy faktycznie coś... Nie wiem! Mam nadzieję, że się tego dowiem i to jak najszybciej.
 
  W pełni ubrana i ogarnięta, zeszłam na dół, do restauracji, na śniadanie. Czteroosobowy stolik pod oknem był już zajęty przez Dominicę, Marca i Cristiana. Usiadłam na wolnym miejscu, centralnie naprzeciw napastnika.
   - Cześć. - odezwałam się i zauważyłam lekki uśmiech na twarzy Tello.
   - No hej, jak się spało? - zapytała Domi, upijając łyk czarnej kawy.
   - A w porządku. Wyspałam się. - odparłam.
   - No to dobrze. - dodał Bartra. - Jakieś pomysły jak spędzić dzisiejszy dzień? Tylko błagam, nie plaża. Znudziła mi się już. - spojrzał błagalnym wzrokiem na Dominicę, wyprzedzając jej odpowiedź.
   - A co powiecie żeby podjechać do Palma de Mallorca? - zaproponował Cris.
   - Zrobić niespodziankę Andreu? - zamyśliła się Domi. - Czemu nie. W końcu dawno go nie widzieliśmy. - dodała.
   - Andreu? - zapytałam.
   - Fontas. Jest na wypożyczeniu w tutejszym klubie, ale tak naprawdę przynależy go Barcelony. - wyjaśnił obrońca.
   - Rozumiem. - odpowiedziałam i kiwnęłam głową.

 Popołudniu wypożyczyliśmy samochód i pojechaliśmy w odwiedzimy do ich kolegi. Chłopcy siedzieli z przodu, Cristian prowadził. Obaj mieli przeciwsłoneczne okulary na nosie. Wyglądali jak taka mafia. I właśnie przez całą drogę, siedząc z tyłu z Domi, miałyśmy z tego powodu ubaw.
 Na miejscu, zaparkowaliśmy pod dość wysokim budynkiem, w którym znajdowały się mieszkania. Podeszliśmy do wejścia do klatki. Marc znalazł odpowiedni przycisk na domofonie i go nacisnął. Po chwili usłyszeliśmy z głośnika męski głos.
   - Tak?
   - Pizza. - zawołał Bartra.
   - Ale ja żadnej pizzy nie zamawiałem. - odpowiedział zdziwiony.
   - Ty bucu! W tej Mallorce ci się we łbie poprzewracało. Nawet już głosu Bartry nie rozpoznajesz? - zaśmiał się głośno Cristian.
   - Kretyni! - zaśmiał się. - Wchodźcie. - dodał i odłożył słuchawkę. Usłyszeliśmy piszczący odgłos, a Domi szarpnęła za drzwi. Weszliśmy do środka i wyjechaliśmy windą na czwarte piętro. Gdy akurat pochodziliśmy do jednych drzwi, otworzyły się i w progu stanął wysoki blondyn, z szerokim uśmiechem. Oparł się o framugę frontowych drzwi i się nam przypatrywał.
   - Cześć stary! - pierwszy zawołał Marc i przywitał się z Fontasem, później padło na powitanie z Domi i z Cristianem.
   - A to nasza koleżanka Cornelia. - przedstawiła mnie Hiszpanka.
   - Miło mi cię poznać. Andreu Fontàs. - podał mi dłoń.
   - Mi również, Cornelia Velázquez. - uścisnęłam jego dłoń z uśmiechem.
   - Wchodźcie. - zrobił miejsce w przejściu i wpuścił nas do środka. - Jeżeli już jesteście, to wieczorem zabieram was na imprezkę do kumpla.
   - Imprezka? Jestem za. - Marc klasnął w dłonie.
   - A u kogo? - zainteresowała się Dominica.
   - U starszego dos Santosa. - odparł i wyjął z szafki pięć szklanek, do których po chwili wlał pomarańczowy sok.

  Tak jak zostało ustalone, wieczorem pojechaliśmy do domu kumpla Fontàsa. Jak się okazało, był to starszy brat Jonathana, zawodnika klubu, w którym grają Cristian z Marciem. Dom był praktycznie pełny, więc od razu wmieszaliśmy się w tłum. Piłam, tańczyłam, tańczyłam i piłam z ludźmi, których praktycznie nie znałam. Można by powiedzieć, że dzięki wyjazdowi na Mallorce - odżyłam. Wcześniej, kto by pomyślał, że Cornelia będzie się bawić na imprezie z ludźmi, których nie zna, że będzie szaleć i nie zważać, że zaraz musi wracać do domu, pomimo tego, że już dawno jest dorosła.
 W pewnym momencie, obok mnie przypałętał się kompletnie pijany Andreu. Objął mnie ramieniem i zaczął bełkotać pod nosem.
   - Cornelia, wieesz, że jeesteś baardzo łaadną dzieeewczyną?
   - Dzięki Andre, ale wiesz, że jesteś kompletnie pijany? - uśmiechnęłam się.
   - Nie no, może troszeczkę... Jaaak długo zostaaajesz na Baalerach? - ciągnął. Wtedy poczułam na swoim pasie czyjeś silne dłonie, które pociągnęły mnie do tyłu, a na moim ramieniu oparła się czyjaś broda.

~~~

  Siedział na kanapie, dopijając drinka. Rozejrzał się. Marc z Domi tańczyli na środku dużego pokoju, pomiędzy innymi parami. Niektórych tu znał, niektórych nie znał. Jednak w tym momencie zainteresowało go jedno. Gdzie jest ona? Zauważył ją. Stała w kącie pokoju, a po chwili dołączył do niej jego kumpel. Objął ją ramieniem i coś mówił. Widać było, że jest pijany. Nagle ogarnęło go takie dziwne uczucie. Zazdrość? Wstał i podszedł do nich, obejmując w pasie dziewczynę.
   - Hej, Fontàs ty sobie uważaj. - roześmiany, pogroził mu palcem.
   - E no, wybaaczciee... Nie wiedziałem, że wy raazem. - uniósł ręce w geście poddania się i odszedł z butelką piwa w ręce.
   - Zatańczymy? - zapytał uśmiechnięty. Skinęła głową i pozwoliła poprowadzić się młodemu piłkarzowi na parkiet. Z głośników poleciała powolna melodia. Oboje się zaśmiali. - Chciałem pogadać. - odezwał się, obejmując ja w psie.
   - Praktycznie to ja też. - przygryzła wargę. 
   - Wczoraj, po prostu chciałem to zrobić. I nie żałuję tego. Nie wiem jak ty, ale chciałbym spróbować. Chciałbym cię bardziej poznać. Odkryć twoje słabości, wady i zalety. - mówił po woli, starannie dobierając słowa, patrząc w jej oczy. 
   - Dopiero zerwałeś z dziewczyną i... - zaczęła niepewnie. 
   - Nie chcę żebyś czuła się jak w zastępstwie, bo tak nie jest. Odkąd cię poznałem, już prawie nie myślę o Llorenie. Tylko wtedy... Poirytowało mnie to po prostu. - przerwał jej. - Jesteś naprawdę śliczną dziewczyną, masz piękne oczy i uśmiech. Czuję się całkiem inaczej przy tobie, całkowicie mogę być sobą. - ciągnął, a ona spuściła wzrok. Zamyśliła się. - Corn, jeżeli nie ch... - mówił dalej, ale teraz to ona mu przerwała. 
   - Cristian, najlepiej już nic nie mów. - wspięła się delikatnie na palcach i musnęła jego usta. Zaskoczyła go jej odpowiedź, ale za razem zadowoliła. Uśmiechnął się i przytulił ją, namiętniej całując.
   - Patrz tam! - krzyknęła Dominica, uderzając w ramię swojego chłopaka, który akurat wypijał zawartość swojego plastikowego kubka. Biedny Bartra prawie co się nie zakrztusił. 
   - To Cristian z Nelią? - zapytał zdziwiony, patrząc w kierunku wyznaczonym przez Hiszpankę. 
   - No! Zobacz, nawet nie musieliśmy się wysilać żeby jakoś ich specjalnie do siebie zbliżyć! - mówiła uradowana. 
   - No i pięknie. - klasnął w dłonie młody obrońca. - Kochanie, w takim razie musimy to jakoś oblać. - poruszył zabawnie brwiami. Wziął do ręki dwa kieliszki z wódką i jeden podał brunetce. - To za nas i nową parę. - uśmiechnął się i oboje wypili trunek. Przytulił ją i wpił się w jej usta. - Chodź zatańczyć. - puścił do niej oczko i pociągnął za sobą na parkiet. 
_______________________________________
Nic dodać, nic ująć - achh, ochh i echh :)