Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam
piękne, bezchmurne niebo i jasne promienie słońca. Obróciłam
głowę i zobaczyłam jeszcze śpiącego Cristiana. Uśmiechnęłam
się. Wiedziałam, że przy nim odnalazłam swoje miejsce. Był inny
niż wcześniej napotkani przeze mnie mężczyźni, których i tak
było niewiele. Jedynie w szkole, ale i od nich separował mnie
ojciec. Teraz już nie ma prawa mi rozkazywać. Chcę żyć swoim
życiem. Kochać kogo chcę i kiedy chcę.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie
dotyk ciepłych ust Tello, który ucałował mój policzek.
- Dzień dobry, kocham
cię. - uśmiechnął się.
- Witam. - zrobiłam to
samo.
- Dobrze mi tu z tobą. -
mruknął obejmując mnie w pasie i bardziej się przysuwając. Ja
mogłabym to powtarzać ciągle, od momentu gdy tylko stał mi się
nie obojętny. Szczególnie w nocy, wcześniej, gdy męczyły mnie
koszmary z Aaronem i dziś... Same rumieńce wskoczyły mi na
policzki. Właśnie... Dziś nie śnił mi się Aaron. Mam nadzieję,
że już nigdy mi się nie przyśni!
Przejechałam opuszkami palców
po jego ręce, po jego licznych tatuażach.
- Też kiedyś chciałam
mieć tatuaż. - powiedziałam.
- Tak? A jaki?
- Nie wiem. Żeby coś
znaczył, żeby mi o czymś przypominał. - wzruszyłam ramionami. -
Może kiedyś się zdecyduję. - dodałam.
Dochodziło południe, gdy
wróciliśmy do hotelu. Odświeżyliśmy się i zdążyliśmy się
spakować. Okazało się, że Marca i Domi nie było w pokoju, więc
zadzwoniliśmy do nich. Okazało się, że są na dole nad basenem.
Zeszliśmy do nich. Domi leżała na leżaku, a Marc zamawiał
drinki. Cristian od razu podszedł do niego, a ja usiadłam na leżaku
obok Hiszpanki.
- I jak tam wieczór? -
zapytałam uśmiechnięta.
- A cudownie. Najpierw
poszliśmy na kolację do restauracji, później na romantyczny
spacer wzdłuż plaży, a... Później wróciliśmy do hotelu i
resztę szczegółów zostawię dla siebie. - opowiadała Domi. - A
ty i Tello? Gdzie cie porwał. Mów mi tu szybko, bo Marc nie chciał
puścić farby. - poruszyła brwiami.
- Cristian wynajął jacht
i to na nim spędziliśmy całą noc. - odpowiedziałam.
- Ejjj, ja też tak chcę!
- jęknęła. - I jak było? - znów poruszyła brwiami i się do
mnie nachyliła.
- Było miło. -
powiedziałam tajemniczo.
- Ej, a szczegóły? -
udała obrażoną.
- Ktoś tu przed chwilą
chciał je zatrzymać dla siebie.
- Oj tam. - wyszczerzyła
się.
- O czym, moje drogie,
plotkujecie? - zapytał obrońca, podchodząc do nas ze swoim
przyjacielem. Mieli w dłoniach słabe drinki, które nam podali.
- To chyba pewne, że o
was, nie? - zaśmiała się Mendoza.
Z czym będzie kojarzyć mi się
Mallorca? Na pewno z ucieczką, z bólem... Ale są tego i dobre
strony. Będzie mi się też kojarzyć ze szczęściem, spokojem,
miłością i przyjaźnią.
Chciałabym tu jeszcze wrócić i
powspominać, ale nie już teraz. Za rok, dwa... Nie wiem co wtedy
może się stać. Mogę nadal być z Cristianem, równie dobrze,
nasze drogi mogą się rozejść, czego bym nie chciała. Zdałam
sobie sprawę, że naprawdę go pokochałam, szczerze i
bezinteresownie.
Wylądowaliśmy na lotnisku El
Prat w Barcelonie. Tam mieli na nas czekać brat Marca i siostra
Cristiana. I tak było. Skierowałam się za przyjaciółmi, którzy
dojrzeli w tłumie wysoką blondynkę i bruneta.
- Cześć braciszku! -
zawołała dziewczyna i przytuliła młodszego brata. Po chwili
spojrzała na mnie. - No nie wierzę! - zawołała, a wtedy wszyscy
spojrzeliśmy na nią pytająco. - Mój brat ma ładną, a nawet
bardzo ładną dziewczynę. - dziwiła się.
- Baaardzo zabawne. -
Cristian przewrócił oczami.
- No co? Rację mam,
prawda? - zwróciła się do braci Bartra i Dominici.
- Prawda, prawda. Llorenka
jej do pięt nie dorasta. - powiedział pewnie Marc.
- I tu się z tobą
zgadzam. - uśmiechnął się Tello i objął mnie w pasie.
- Jennifer. - dziewczyna
podała mi rękę.
- Cornelia. - uśmiechnęłam
się.
- A to mój bliźniak,
Eric. - przedstawił go Marc.
- Miło mi. - zwróciłam
się do niego.
- Ej, bo będzie do was
Thiago dzwonił. - poinformowała Jenny, gdy wychodziliśmy z budynku
lotniska.
- Thiago? Po co? -
zdziwiła się Mendoza.
- Bo wpadliśmy dziś na
siebie i mnie pytał kiedy wracacie. Ucieszył się, jak mu
odpowiedziałam, że dziś, więc powiedział, że do was zadzwoni i
zaprosi na imprezkę, bo w końcu wszyscy muszą poznać Cornelię,
co nie? - puściła do mnie oczko.
- Bo moja ukochana
siostrzyczka musiała już wszystkim o tym wypaplać? - westchnął
Cris, wpakowując walizki do jednego z samochodów.
- Wyobraź sobie, że
prasa tym razem była ode mnie szybsza. - odgryzła się,
wykrzywiając się mu.
- No tak. Wielki romans
córki polityka i piłkarza. Corn w końcu rogi przyprawiała
wielkiemu Espinosie. - akcentował Marc, stojąc obok drugiego
samochodu przez co oberwał od Domi z otwartej ręki po głowie.
- Przecież nic się nie
stało. - zaśmiałam się. - Teraz mnie samą ta sytuacja śmieszy.
- dodałam.
- No dobra, ale jemu nie
zaszkodzi jak pare razy dostanie w ten głupiutki łebek. - zaśmiała
się Dominica, a Bartra zrobił smutną minkę.
Wpakowaliśmy się do samochodów.
Ja, Jenny i Cristian do jednego, a Domi, Marc i Eric do drugiego. Po
jakichś, niespełna 20 minutach parkowaliśmy pod osiedlem
apartamentowców. Jak się okazało, Marc z Domi mieszkają w bloku
obok. Choć tyle.
- Nie wejdziesz? -
Cristian zapytał swoją siostrę, gdy widział, że nie wychodzi ze
swojego samochodu.
- Nie, dzięki. I tak już
tam się wysiedziałam, niańcząc twojego psa. - zaśmiała się. -
Poza tym... Trzeba sobie uwić gniazdko na nowo, nie? - puściła do
nas oczko i odjechała. Wzięliśmy swoje bagaże i weszliśmy do
budynku. Otworzył drzwi do swojego mieszkania i wpuścił mnie
pierwszą.
- Rozgość się i czuj
jak u siebie w domu. - powiedział od razu. Weszłam do sporego
mieszkania z ogromnym tarasem. Wszystko było urządzone nowocześnie
i naprawdę gustownie.
- Podoba mi się. -
powiedziałam.
- Bardzo się cieszę. -
uśmiechnął się, a wtedy pomiędzy naszymi nogami pojawił się
niewielki, brązowy pies. - Pepo, smyku! Stęskniłem się. -
przykucnął obok niego i zaczął go drapać za uchem. Również
przykucnęłam. - Pepo, poznaj Cornelię, naszą nową
współlokatorkę. - uśmiechnął się do mnie, a zwierzę jakby
zrozumiało i odwrócił się do mnie. Spojrzał i obrócił głowę.
Podszedł bliżej i obwąchał. Obszedł mnie dookoła i wrócił na
swoje posłanie. - Polubił cię.
- Jasne. - prychnęłam.
- Serio. Na Marca ciągle
szczeka, więc wiem nawet kiedy jest pod domem. On go wyczuwa. -
śmiał się.
- No chyba, że tak. -
podniosłam się. Wtedy rozległ się dźwięk, dzwoniącego telefonu
piłkarza.
- Oho, pewnie Thiago. -
puścił do mnie oczko.
Okazało się, że David
dziwacznym trafem był w Barcelonie, więc Cristian zaproponował mu
żeby poszedł z nami na imprezę. Gospodarz nie miał nic przeciwko.
Cristian zapukał do drzwi, a po
krótkiej chwili w progu pojawił się niewysoki chłopak z
ciemniejszą karnacją.
- Wchodźcie. - uśmiechnął
się.
- Thiago, to jest właśnie
Cornelia, a to jej brat David. - przedstawił nas Tello.
- Miło mi poznać. -
uścisnął moją dłoń. - Zapraszam dalej. - wskazał ręką na
duży pokój. Tam też się skierowaliśmy. Tam poznałam Julię,
dziewczynę Thiago, Rafinhę, jego młodszego brata, Carlotę,
siostrę jakiegoś ich kolegi z drużyny i Sergiego, jej chłopaka,
dalej Gerarda Deulofeu, Jonathana dos Santosa, Martina Montoyę i jego dziewczynę Maite,
Marca Muniesę i Carlesa Planasa. Resztę już znałam, czyli Jenny,
Erica, Marca i Dominicę.
Bawiłam się dobrze.
Stwierdzam, że to wspaniałe towarzystwo. Z każdym mogłam
normalnie porozmawiać czy się napić.
- Ej, a tak właściwie,
to ile jest pomiędzy wami różnicy? - tuż za mną i Davidem
wyrosły postacie Rafy i Geriego. Obaj już nieźle napruci.
- Dwadzieścia minut. -
zaśmiałam się.
- Serio? - zdziwił się
Alcantara.
- Jak to? - zamyślił się
Deulo.
- Są bliźniakami,
kretyni! - Cristian wybuchnął śmiechem.
- Tak jak Marc i Eric! -
zauważył inteligentnie Rafael i wskazał na braci. Po chwili
podpełzł do Thiago i uwiesił mu się na ramieniu. - Ej, dlaczego
my tak właściwie to nie jesteśmy bliźniakami? Wspaniale byśmy
się dobrali. - zapytał, ciągle się na niego patrząc.
- Ponieważ ciebie rodzice
postanowili spłodzić później, z resztą nic z tego dobrego nie
wyszło. - przewrócił oczami starszy. - Ty i Gerard już pasujecie.
Za dużo już wypiliście. Na balkon! Już! - wskazał palcem, a ci
jak dwa potulne baranki, chwiejnym nieco krokiem, ruszyli do wyjścia
na zewnątrz. - Albo nie! Jeszcze powypadają! - wrzasnął w pewnym
momencie i pobiegł za nimi.
- I jak? - usłyszałam za
sobą głos Cristiana, który szeptał mi do ucha.
- Jest fajnie. -
uśmiechnęłam się.
- Cieszę się. -
odpowiedział i ucałował czubek mojej głowy.
- Ty weź ją tam
porządnie pocałuj, a nie! - rozległ się głośny krzyk Deulofeu,
który zaglądał do środka przez duże okno. Znów wszyscy
wybuchnęliśmy śmiechem.
___________________________________
JA PO PROSTU MUSIAŁAM UMIEŚCIĆ TAM TEGO MOJEGO BRAZYLIJCZYKA (A NAWET DWÓCH), MUSIAŁAM! ♥
Jak widać, rozdział sielankowy, ale tak miało być, bo to już końcówka.
Thiago i Cristian powołani do reprezentacji *.* Dziś towarzyski meczyk z Ekwadorem, punkt 22.00 na transmisjach!
Do następnego! ;**